Warunki wejścia w modlitwę

– Krzysztof Osuch SJ

Warunki pomagające w wejściu w modlitwę. Adnotacje i Addycje pomocą w tworzeniu środowiska modlitwy

Wprowadzenie

Inspirując się pouczeniami św. Ignacego Loyoli na temat modlitwy, chcę powiedzieć, że wszyscy potrzebujemy stałego ceremoniału modlitwy. Nie tylko bowiem liturgiczna modlitwa w kościele, ale i ta w zaciszu pokoju winna przebiegać według pewnego (dość stałego) ceremoniału. Modlitewne Spotkanie z Bogiem jest tak ważne, że należy je chronić przed zbanalizowaniem czy wręcz profanacją. Należy dbać o relacyjną jakość modlitwy na etapie przygotowania, w czasie jej trwania i po jej zakończeniu.

Adnotacje i Addycje – określają “ceremoniał modlitwy”
Adnotacje i Addycje na równi np. z Regułami o rozeznawaniu duchów są bardzo ważną częścią Ćwiczeń. Św. Ignacy tworzył je i dopracowywał na przestrzeni kilkunastu lat (1528-1539). Już to samo wskazuje na ich praktyczne znaczenie i ukrytą w nich mądrość. Rolę tych zwięzłych rad i zaleceń określił sam Autor: Uwagi wstępne [służą] do zdobycia pewnego zrozumienia Ćwiczeń Duchownych, które tu następują, i [pomagają] tak temu, który ich udziela, jak i temu, który je odprawia (CD 1). Addycje, czyli uwagi dodatkowe [pomagają] do lepszego odprawienia Ćwiczeń i do lepszego znalezienia tego, czego się pragnie (CD 73).
Są opracowania, które analizują Adnotacje i Addycje w różnych aspektach. W obecnym rozważaniu chcę to uwydatnić, że Adnotacje i Addycje zapraszają nas do minimum refleksji nad modlitwą, a przede wszystkim podpowiadają, jak konkretnie tworzy się środowisko modlitwy. Jest oczywiste, że mają one pełne zastosowanie w czasie trwania Ćwiczeń duchownych, ale i w życiu codziennym mogą posłużyć jako praktyczny, krótki traktat o modlitwie.
Mówiąc o czasie pozarekolekcyjnym, przyznajmy najpierw, że nieraz niepostrzeżenie słabnie i załamuje się nasz modlitewny dialog z Bogiem. Przeżywamy wtedy chwile bezradności i nie bardzo wiemy, co należy czynić, by odbudować serdeczną więź z Bogiem. W zakłopotanie wprawiają nas czasem także bliźni (w kierownictwie duchowym czy w rozmowie duchowej), gdy proszą nas o konkretne i skuteczne wskazania co do praktyki modlitwy. Nie jest łatwo od razu przywołać wszystkie ważne wskazania. Owszem, zawsze można sięgnąć po podręcznik życia duchowego czy książki o modlitwie. Nie wszyscy jednak znajdują dość czasu i ochoty, by przedzierać się przez dłuższe objaśnienia. Poza tym nawet po długiej lekturze nie zawsze wiadomo, co potraktować jako regułę działania. W tym miejscu chciałbym zapytać nas wszystkich, którzy odprawiliśmy Ćwiczenia i jakoś znamy Adnotacje i Addycje, czy świadomie traktujemy je jako ważne wskazania także dla naszej codziennej modlitwy. Czy cenimy sobie ich klarowność we wskazywaniu, co koniecznie należy uczynić, by się modlić?
Wielką zaletą o. Ignacego jest to, że bez zbędnych słów, możliwie najzwięźlej przedkłada właśnie reguły działania. Po mistrzowsku podpowiada, co należy uczynić, aby spotkać się z Bogiem w Jego słowie. To, co mówi nie jest kwieciste i porywające, ale gdy to stosujemy, wtedy otwieramy się na udzielanie samego Boga i zaczyna się dialog z Nim.

Nasze współdziałanie z Bogiem (CD 1, 15, 16)
W Uwadze pierwszej czytamy: Pod tym mianem „Ćwiczenia Duchowne” rozumie się wszelki sposób odprawiania rachunku sumienia, rozmyślania, kontemplacji, modlitwy ustnej i myślnej i inne działania duchowe, jak o tym będzie dalej mowa. Albowiem jak przechadzka, marsz i bieg są ćwiczeniami cielesnymi, tak podobnie ćwiczeniami duchownymi nazywa się wszelkie sposoby przygotowania i usposobienia duszy do usunięcia wszystkich uczuć nieuporządkowanych, a po ich usunięciu – do szukania i znalezienia woli Bożej w takim uporządkowaniu swego życia, żeby służyło dla dobra i zbawienia duszy.
Zapewne nie bez ważnego powodu powyższa Uwaga jest podana jako pierwsza! Przywołuje ona kilka podstawowych prawd; najpierw tę, że zbawienie duszy to – główny cel życia. Następnie, że utrzymanie „dobrej formy” osoby (jako osoby) wymaga trudu, związanego z wykonywaniem duchowych ćwiczeń. Jeden rodzaj modlitewnego ćwiczenia to za mało. Owoców jakichkolwiek ćwiczeń nie należy spodziewać się natychmiast; trzeba je praktykować regularnie i dłuższy czas, a nawet, całe życie.
Ważnym elementem jest także zwrócenie uwagi na własne uczucia. One to, zwłaszcza w powiązaniu z Objawieniem, prowadzą nas do rewelacyjnego odkrycia, że świat duchów, do którego przynależymy, jest podzielony. Nie można zająć w nim neutralnego stanowiska, lecz konieczne jest wyraźne opowiedzenie się za Bogiem albo za Jego wrogiem!

Analiza doświadczanych uczuć prowadzi nas także do odkrycia, że my sami w swoim wnętrzu jesteśmy podzieleni. Jest w nas dwoistość dążeń. Jedne kierują nas ku Bogu, inne – odwodzą. Jeśli poprzez uczucia nie dotrzemy do tych podstawowych danych, to czujemy się zdezorientowani, brak nam duchowego horyzontu, w którym modlitwa postrzegana jest również jako czas duchowej walki. Uwaga pierwsza uzmysławia nam, że „nie sposób dotrzeć do Stwórcy bez konfrontacji z własnymi popędami i emocjami” i że „popędów tych i emocji nie można wyprzeć – trzeba się do nich przyznać” i odpowiednio je przepracować.
Przepracowywanie dążeń cielesnego człowieka w nas jest oczywiście procesem dość złożonym. Chodzi w tym procesie o to, żeby możliwie wszystkie żywotne siły osoby wprząc w służbę Miłości i Królestwa Bożego. Nie uda się jednak tego dokonać bez wewnętrznej walki, w której – by wygrać po Bożemu – winniśmy na jedną szalę rzucić racje rozumu, czasem także praktykę pokutną (por. CD 87), a zwłaszcza żarliwą prośbę do Pana.
Dobrą wiadomością zawartą w uwadze piętnastej jest to, że Bóg stale ku nam wychodzi i chce nam Siebie udzielać. Sam Stwórca i Pan udziela się duszy sobie oddanej i ogarnia ją ku swej miłości i chwale, a także przysposabia ją ku tej drodze, na której będzie mu mogła lepiej służyć (por. CD 15). Niestety, nieraz mamy wrażenie, że Bóg zawiesza swoje działanie w nas. Stajemy się wtedy smutni i zniechęceni. Kusi nas, by całkiem porzucić modlitwę. Nieraz ją porzucamy. Otóż w tej sytuacji ważne jest, byśmy czerpiąc mądrość z kolejnej adnotacji (szesnastej) zechcieli dociec, skąd wzięło to poczucie, że Bóg przestał udzielać się nam. Z góry można przypuszczać, że przyczyna i wina jest w nas. Bóg nie ma do nas przystępu, gdy zamykamy się na Niego. Dzieje się tak wtedy, gdy my zamiast czerpać smak życia z relacji z Bogiem, bałwochwalczo „przysysamy się” „do jakiejś rzeczy” (por. CD 16). Jedynym środkiem zaradczym w tej sytuacji zniewolenia i zablokowania na Boga – jest zdecydowana wola odzyskania wewnętrznej wolności dla Boga. Tę wolność odzyskujemy, gdy „ze wszystkich sił” wyrywamy się z uzależnienia. Jednak siła woli i racje rozumu nie gwarantują nam powodzenia. Trzeba też wytrwale „prosić Boga, Pana naszego”, aby wprowadził ład w nasze pragnienia – tak, „żeby jedyną racją pragnienia lub posiadania tej czy innej rzeczy była wyłącznie służba, cześć i chwała jego Boskiego Majestatu” (CD 16).

Przygotować modlitwę – wczytać się w słowo Boże (CD 2)
Nasza modlitwa, zarówno w rekolekcjach jak i w życiu codziennym, winna być przygotowana. W drugiej uwadze wstępnej św. Ignacy określa, jaki ma być wkład dającego rekolekcje; „powinien on opowiedzieć rekolektantowi wiernie historię danej kontemplacji czy rozmyślania, przechodząc tylko od punktu do punktu z krótkim i treściwym objaśnieniem”. Dalej uzasadnia, dlaczego tak należy postępować. „Albowiem ten, co kontempluje, biorąc za podstawę prawdę historyczną, jeśli sam przez własne rozważanie i rozumowanie znajdzie coś, co mu lepiej pomaga do zrozumienia lub przeżycia danej historii, czy to dzięki własnemu rozumowaniu, czy też dzięki mocy Bożej oświecającej jego umysł, więcej znajdzie smaku i owocu duchownego, niż gdyby dający mu Ćwiczenia dużo wyjaśniał i rozwodził się nad znaczeniem danej historii. Bo przecież nie obfitość wiedzy, ale wewnętrzne odczuwanie i smakowanie rzeczy zadawala i nasyca duszę”. Powyższa uwaga nie mówi wprost, że trzeba poświęcić czas na osobiste przygotowanie do medytacji, ale łatwo się tego domyślić. Takie przygotowanie, nie będąc absolutnie konieczne, jest bardzo wskazane ze względu na większą owocność samej medytacji. Po prostu dzięki wcześniejszemu osobistemu przygotowaniu medytacji, nie będziemy zarywać czasu medytacji na przygotowywanie jej. Osobiście przygotowana medytacja pozwoli też zakosztować więcej kontaktu z Bogiem.
Osobiste przygotowanie polega na tym, że wczytujemy się przede wszystkim w wybrany fragment Pisma świętego, a także ewentualnie w to, co zostało przedłożone we wprowadzeniu (w tzw. punktach). Wskazany czy osobiście wybrany fragment Pisma św. czytamy najpierw w zwykły sposób, tzn. zdanie po zdaniu. Cały czas, jakby w tle, pamiętamy o tym, że mamy przed sobą nie pierwszy lepszy tekst, lecz słowa Boga do nas skierowane. W związku z tym prosimy Ducha Świętego, choćby jednym westchnieniem, by pomógł nam zrozumieć to, co zostało zapisane pod Jego natchnieniem. Ważnym elementem we właściwym podejściu do słowa Bożego jest to, by naprawdę chcieć poznać, co Bóg pragnie zakomunikować mnie osobiście, tu i teraz, w mojej sytuacji, poprzez daną perykopę. Pełny odbiór Bożego Orędzia jest procesem dość złożonym. Pierwszy etap polega zwykle na parokrotnej lekturze (dwa, trzy razy), w której staramy się uchwycić osobiście to, o czym jest mowa w danym fragmencie.
Dopiero w drugim podejściu (etapie), czytając wolniej i jeszcze uważniej, zatrzymujemy się przy każdym zdaniu – z wyraźnym akcentem na to, że Bóg mówi, że mówi do mnie, a ja pragnę poznać, co On do mnie mówi! Przestrzeń owocnego słuchania Boga współtworzona jest także przez szczere przyzwolenie, by Pan dotykał mnie według swej woli i mądrości. Gdy (dłuższy czas) brakuje nam tych nastawień, to nieuchronnie pojawia się subiektywne odczucie, że Bóg „przestał” mówić do nas. W rzeczywistości, obiektywnie, Bóg mówi zawsze, ale to my Go nie słyszymy, ponieważ brak nam dyspozycji do usłyszenia. Zajęci sobą – nie chcemy słyszeć ani o obdarowaniach Boga, ani o Jego wymaganiach.
Jeśli poważnie, z dobrym usposobieniem, przygotowujemy się do medytacji, to należy się spodziewać, że już na etapie przygotowania pojawią się w nas żywe reakcje na słowo Boże. Warto być bardzo uważnym na te pierwsze reakcje, ponieważ one wyraźnie wskazują, do których treści winniśmy powrócić w czasie samej modlitwy medytacyjnej. Spoza naszych reakcji emocjonalnych przeziera zarówno sam Duch Święty jak też głębia własnej osoby. Jakże zatem ważne jest to, żeby chcieć podjąć w medytacji to, co zaczątkowo doszło do głosu już w pierwszym uważnym kontakcie ze słowem Bożym.
Zważywszy na to, że nasza pamięć jest dość zawodna, winniśmy dosłownie (materialnie) odnotować – w formie wypisu czy podkreślenia – to, co nas jakoś dotknęło czy poruszyło. Może to być doznanie radości i pocieszenia, lub bólu, zasmucenia, zakwestionowania, bądź odczucie oporu i sprzeciwu itd. Każdy „sygnał”, każde odczucie jest cenne, naprowadza nas bowiem na ważne odkrycia i podpowiada, o czym mówić w spotkaniu z Panem.
Starajmy się też żywić nadzieję, że słowo Boże nie zrobi nam krzywdy, lecz – przy naszej współpracy – okaże w pełni, jak jest zbawczo żywotne i skuteczne (por. Hbr 4, 12). Nie ma powodu, by uciekać od przesłań prześwitujących spoza uczuć, niezależnie od tego czy są one mocne i wyraziste czy raczej delikatne i ledwo wyczuwalne. Podobnie rzecz się ma z uczuciami pozytywnymi i negatywnymi, tzn. przykrymi.

Czas potrzebny na osobiste przygotowanie medytacji jest sprawą dość indywidualną. W czasie rekolekcji wystarczy na osobiste przygotowanie do 15 minut; poza rekolekcjami może to być zdecydowanie za mało, gdyż samemu trzeba zaglądnąć do jakiegoś komentarza czy też dłużej wczytywać się w samo słowo Boże.

 

Uspokoić ducha (CD 239, 131)
Niepokój ducha to wielki wróg modlitwy. Człowiek o niespokojnym duchu ma także niespokojne oczy i myśli. Nie potrafi on przeżyć spotkania się ani z drugim człowiekiem, ani tym bardziej z Bogiem. Jego uwaga tylko na krótko zatrzymuje się to przy sobie samym, to przy coraz to nowych przedmiotach. Trzeba zatem uczynić coś, co uciszy jego zmysły, pamięć, wyobraźnię i uczucia, by z kolei móc zwrócić się całym sercem ku Bogu, ku Jego słowom.

Św. Ignacy proponuje prosty i skuteczny sposób na (przynajmniej minimalne) uspokojenie siebie. W dwóch miejscach w Ćwiczeniach jest o tym mowa. We wszystkich ćwiczeniach, oprócz tego o północy i tego o świcie, trzeba zastosować coś, co odpowiada drugiej addycji(74), a to w sposób następujący. Gdy sobie uświadomię, że jest już pora na dane ćwiczenie, które mam odprawić, wtedy zanim się udam na to ćwiczenie, przypomnę sobie, dokąd idę i w czyjej obecności stanę; przejdę też w myśli krótko treść ćwiczenia, które mam odprawić, a potem zastosowawszy addycję 3 (75) zacznę ćwiczenie (CD 131, uwaga 5).

Najpierw (trzeba uczynić coś, co odpowiada drugiej addycji drugiego tygodnia [131], a mianowicie) zanim wejdę w modlitwę, mam uspokoić swojego ducha siedząc lub chodząc, jak uznam za lepsze, i rozważyć, dokąd się udaję i po co; taż sama addycja ma być zachowana na początku wszystkich sposobów modlitwy (CD 239).
Ten prosty sposób uspokojenia swego wnętrza polega, jak widać, nie tyle na siedzeniu lub chodzeniu, lecz na konsekwentnym zadaniu sobie jednego lub paru pytań.
Zapamiętajmy te proste pytania: dokąd idę? W czyjej obecności stanę? Dokąd się udaję? i po co? Bądźmy pewni, że lepsza będzie nasza modlitwa (w sensie relacyjności), jeśli poprzedzą ją wskazane pytania i własne odpowiedzi. Nie żałujmy na to czasu. Czyńmy to za każdym razem, tak jakby to był pierwszy raz! Nie poddając się rutynie, odpowiadajmy – jest to rzecz ważna – pełnymi zdaniami na zadane pytania. Odpowiedzi niech będą dziecięco proste! Możemy je zaczerpnąć z Pisma św. Choćby tylko jeden psalm 139 dostarczy nam wielu „podpowiedzi”. Mając przed oczyma ten psalm czy inne wypisane teksty, mówię powoli i z namysłem: oto idę do Tego, który mnie zna i przenika! Stanę w Obecności Tego, Który… Idę do Niego po to, aby… Lub Ty, Panie, znasz mnie i przenikasz! Jesteś ze mną zawsze i wszędzie. Nie odstępujesz ode mnie ani na krok, ani na jedną sekundę. Ty masz moje imię wypisane na obu Swych dłoniach, i w przebitych dłoniach Twego Syna. Boże mój, Ty utkałeś mnie w łonie mej matki. Ty nosisz mnie na rękach. Podnosisz do policzka. Karmisz. Odkupujesz. Zbawiasz. Prowadzisz mnie do Siebie. Miłujesz mnie od zawsze. Dobrze mi życzysz. Jestem dla Ciebie cenny i drogi. Ty odpowiadasz mi, gdy pytam. Wywyższasz mnie ku wyżynom Nieba. Cierpiałeś za mnie i dla mnie. Obarczyłeś się moimi grzechami. Wydajesz się za mnie. Przebaczasz mi nieprawości. Dajesz mi wszystko. Dajesz mi Siebie. Ochraniasz mnie. Dźwigasz. Oświecasz. Pouczasz. Objawiasz mi Siebie. Objawiasz mi swój wielki Zamysł zbawczy. Zawsze odbudowujesz mnie, gdy idę w ruinę, itd.

Zdań, którym pozwalamy wybrzmieć w ramach uspokojenia ducha, nie musi być aż tak dużo. Niekiedy wystarczy jedno. Czasem jednak dopiero większa liczba zdań uprzytamnia nam, dokąd się udajemy i po co! i w Czyjej to Obecności staniemy!
Warto zatem mieć pod ręką kilka słownych ikon Boga. Jedne mogą być osobiście wypracowane, inne zapożyczone. Mogą być one bardzo proste. Ważne jest jednak, żeby były! i żeby składały się z konkretnych słów i zdań! Raczej na niewiele zda się „coś” mgliście pomyślane na temat Boga!
Tacy jesteśmy, że chcemy z góry wiedzieć, co da nam określony trud czy praktyka. Otóż praktykując sugerowane uspokajanie ducha, skuteczniej wyrywamy się z siebie i przechodzimy w Boga (św. Ignacy). Zaś po „przejściu w Boga”, po nawiązaniu relacji z Nim – potrafimy słuchać Go uważnie i trwać przy Nim do końca. Nie zaatakuje nas tak łatwo pokusa skracania modlitwy (por. CD 12, 13). Przywołując od samego początku Wspaniałość Boga, w naturalny sposób uchronimy się także przed przeintelektualizowaniem medytacji.
Sądzę, że tyle argumentów i spodziewanych korzyści powinno nas przekonać, by nie zaczynać modlitwy jakkolwiek. Naprawdę warto choćby i przymusić siebie do prostych działań, poprzez które sam Bóg nas uspokaja, gdy sobie mówimy, jaki On jest! Uważam, że warto na to działanie poświęcić sporo czasu, kilka do kilkunastu minut. To samo dotyczy aktów wstępnych w samej medytacji; to czysty zysk, jeśli poświęcimy na nie choćby jedną czwartą całego czasu modlitwy.

Wznieść umysł ku górze, ku Bogu (CD 75)
„Przez czas jednego Ojcze nasz stanąć na jeden lub dwa kroki od miejsca, gdzie mam kontemplować lub rozmyślać, a wzniósłszy umysł ku górze rozważać, jak Bóg, Pan nasz, patrzy na mnie itd. i wykonać akt uszanowania lub uniżenia się przed Bogiem” (CD 75).
Na samym początku medytacji, po uprzednim „uspokojeniu ducha”, wznosimy umysł ku Bogu. To działanie konkretyzujemy, rozważając własną odpowiedź na pytanie: jak Bóg, Pan nasz, patrzy na mnie itd.? Jeśli mój obraz Boga jest prawdziwy i wyrazisty, to dość szybko oczy Boga, patrzącego na mnie, wypełnią się Jego Miłością do mnie. Winniśmy zważać na to, aby to wzniesienie umysłu ku Bogu nie było jedynie umysłowe, tylko pomyślane. Wypada tak długo trwać pod przyjaznym wejrzeniem Ojca, aż poczujemy pokój i bezpieczeństwo, a także choćby zaczątek radości.
Można wspomóc się jakąś stałą formułą, własną lub cudzą, która przypomni nam, co jest treścią Bożego patrzenia na mnie. Mogę sobie powiedzieć: W Twoim spojrzeniu, Ojcze, jest tylko Miłość, która widzi we mnie dziecko – pełne dobra i dobroci, a także piękna i tego wszystkiego, co pochodzi z Twojego stwórczego aktu i z niezliczonych Twoich obdarowań itd. Widzę w Twoich oczach, że jesteś mi bardziej rad niż matka i ojciec. Jesteś we mnie bardziej zakochany niż oblubieniec w oblubienicy… Cieszysz się mną. Radujesz się, gdy oto teraz nie jestem sam, lecz z Tobą! Pragniesz mojej uwagi na Ciebie skierowanej, bo wiesz, że widok Twojej Boskiej Wspaniałości jest dla mnie największą radością i obietnicą wiecznego szczęścia…
Niewątpliwie, w patrzeniu osoby na osobę jest coś szczególnie cennego… Zakłopotanie budzi ono tylko wtedy, gdy płynie z uprzedmiotowiającego pożądania. Jeśli jednak w patrzeniu jest miłość, to daje ono (patrzenie osoby na osobę) przedsmak uszczęśliwienia, którego pełnia jest w miłosnym zjednoczeniu i współprzenikaniu.
Ku Bogu można wznieść się na różne sposoby. Jest więcej możliwych pytań, które potrącają czułą strunę w naszej relacji z Bogiem. Na przykład można pytać: co w odniesieniu Boga do mnie wzrusza mnie najbardziej? Które stałe działanie Boga znaczy dla mnie najwięcej? Do własnej inwencji (co do pytań i odpowiedzi) zachęca nas maleńkie „itd.”, dodane przez Ignacego po pytaniu: jak Pan Bóg patrzy na mnie itd.

Wzniesienie umysłu ku Bogu i „ujrzenie” Go takim, jaki jest, winno zostać dopełnione wyrażeniem uszanowania lub uniżenia się przed Bogiem. Majestat Boga w naturalny sposób przygina nasze kolana. Zaś świadomość, że wchodząc w spotkanie z Bogiem nie wnosimy nic własnego, wywołuje w nas chęć, by się uniżyć. Nie ma najmniejszego powodu, by stworzenie stawało przed Stwórcą z „zadartą głową”, pysznie, po partnersku czy wręcz z jakimikolwiek roszczeniami.

Jest jeszcze jeden powód do pokornego myślenia o sobie na progu modlitwy. Owszem, wiemy, że Bóg proponuje nam dziecięcą relację, jednak my sami z siebie winniśmy wiedzieć, że nie przystoi, byśmy ważyli się – z własnej tylko inicjatywy – wzywać Boga na spotkanie, na modlitwę. Ponadto jakże my, tacy maleńcy, mielibyśmy rozmawiać z samym Bogiem pełnym niepojętej Chwały?! To nawet z międzyludzkich odniesień znamy pewno takie sytuacje, kiedy nie wiedzieliśmy, jak usta otworzyć, bo onieśmielał nas czyjś autorytet, piękno czy jakiś blask wyjątkowej osoby…
„Trzeba u początku modlitwy – pisze kardynał C. M. Martini – uświadomić sobie (…), że nie umiemy się modlić. Panie, nie umiem się modlić. Panie, ty módl się we mnie: niech Twój Duch mnie prowadzi. Jest rzeczą niezbędną usunąć z dialogu z Bogiem jakiekolwiek przekonanie o tym, że umiemy się modlić, że jesteśmy mistrzami modlitwy. Musimy wejść w modlitwę jako ubodzy, jako nic nie posiadający, tak jak ten grzesznik w świątyni. Za każdym razem, kiedy stajemy przed Bogiem, stajemy jako absolutnie ubodzy. Wydaje mi się, że ilekroć z taką postawą nie wchodzimy w modlitwę, nasza modlitwa na tym cierpi, staje się bardziej trudna, cięższa, przepełniona jest rzeczami, które przeszkadzają. Niezbędną jest rzeczą wejście, stanięcie przed obliczem Bożym w stanie naprawdę uświadomionego sobie ubóstwa, w stanie ogołocenia, bez jakichkolwiek roszczeń czy pretensji. Możemy na przykład wejść w modlitwę z takim oto nastawieniem: Panie, nie umiem się modlić i jeśli Ty sprawisz, że będę stał przed Tobą w stanie pustki, posuchy, oczekiwania, będę błogosławił to oczekiwanie, ponieważ Ty jesteś zbyt wielki, bym mógł to pojąć. Ty jesteś przeogromny, Niezmierzony, Nieskończony, Wieczny. Jak ja mógłbym mówić z Tobą? (…) Nieustannie musimy odnajdywać siebie w sytuacji ślepca, który woła: Panie, żebym przejrzał, żebym mógł wymówić słowa, które Duch mi sugeruje”.

Wszystko, co dotąd powiedzieliśmy (za św. Ignacym), budzi w nas uważność wobec wydarzenia modlitwy. Dialogu z Bogiem nie można traktować jako jednej z codziennych rzeczy do zrobienia. Wielki jest Ten, do którego przychodzimy. Nie jest On ani przedmiotem, ani „kolegą”, ani też moim lustrem, w którym miałbym przyglądać się sobie na podobieństwo mitycznego Narcyza. Podejmując modlitwę, przychodzę do Całkiem Innego, do mojego Stwórcy, Pana, Przyjaciela, do Boga, który jest Ojcem-Synem i Duchem Świętym. On jako pierwszy zawsze „patrzy na mnie”, a ja – skupiwszy się w sobie – staram się w wierze odczuć i odwzajemnić Jego spojrzenie.

Refleksja po medytacji (CD 77)

W Addycji 5 pierwszego tygodnia czytamy: Po skończonym ćwiczeniu przez kwadrans, siedząc lub chodząc, zbadam jak mi się powiodła ta kontemplacja lub rozmyślanie. Jeśli źle, zbadam przyczynę tego, a tak poznawszy przyczynę będę żałował za to, chcąc poprawić się w przyszłości. A jeśli dobrze, podziękuję Bogu, Panu naszemu, i następnym razem będę się trzymał tego samego sposobu (CD 77).
Pierwsze, co uderza, to spora ilość czasu, który (w sumie) ma być przeznaczony na refleksję po każdej medytacji. Można by zaryzykować twierdzenie, że waga refleksji po i nad swoją modlitwą jest porównywalna z wagą rachunku sumienia po przeżytym dniu. Struktura refleksji jest wprawdzie dużo prostsza niż w pięciopunktowym rachunku sumienia, ale dokonuje się w niej rzecz dużej wagi.
W czasie refleksji zadajemy sobie pytanie: czy powiodła mi się modlitwa? Jest ono dziecięco proste i bardzo potrzebne. Przecież po przeżyciu ważnych wydarzeń odczuwamy naturalną potrzebę, by jeszcze raz przyjrzeć się temu, co się niedawno wydarzyło. Pragniemy podjąć to, czym zostaliśmy obdarowani; dziękujemy. Chcemy utrwalić rzeczy dobre, zaś naganne przezwyciężamy. Modlitwa, będąc spotkaniem z samym Bogiem, jak najbardziej zasługuje na to, by zbadać jej przebieg i owocność. Wiemy z doświadczenia, że modlitwa udaje się nam nie za każdym razem. Nie zawsze jednak mamy ochotę i (tym bardziej) nawyk, by chcieć dochodzić przyczyny, dlaczego nie powiodła się modlitwa. Skutki takiej postawy są fatalne; wkradają się błędy, które się zakorzeniają, a z naszą modlitwą i z nami bywa coraz gorzej! Święty Ignacy podpowiada prosty sposób – na utrwalenie tego, co w naszej modlitwie było dobre, – i na usuwanie na bieżąco tego, co było w niej jakimś zaniedbaniem czy brakiem zaangażowania.

Gdy dociekamy przyczyny niepowodzenia modlitwy, to bodaj najczęściej musimy szukać jej w obrębie „metody” i uchybień w stosunku do metody. Oczywiście, nie chodzi tu o tzw. formalne uchybienia w stosunku do metody formalnie traktowanej; raczej chodzi o rozmijanie się i lekceważenie ducha, który – według założenia – przenika każde działanie w medytacji czy kontemplacji. Św. Paweł trafnie zauważa: litera bowiem zabija, Duch zaś ożywia (2 Kor 3, 6). W metodzie medytacji wszystko jest pomyślane jako naprowadzenie na kontakt z Bogiem. Jeśli zatem nie podążamy usilnie za intencjonalnością wpisaną w każdy krok medytacji, to wychodzimy z modlitwy z duchowym niesmakiem. Refleksja uczy nas świadomie dostrzec ten niesmak i znaleźć zawinioną przyczynę niepowodzenia w modlitwie.
Podkreślmy jeszcze i to, że refleksja jest takim działaniem, które można wykonać jedynie po skończonym ćwiczeniu, a nie wcześniej. Na początku i w trakcie medytacji wystarczy szczera intencja trzymania się ducha metody. Natomiast po skończeniu medytacji przychodzi właściwy czas, by zbadać, jak de facto powiodła się modlitwa. Wtedy też, w przypadku niepowodzenia, jest właściwy czas, by ustalić, na czym polegał nasz błąd w sztuce modlitwy. Konkretniej mówiąc, pytamy, czy wystarczająco zadbaliśmy o wyciszenie wewnętrzne, milczenie, opanowanie wzroku i wyobraźni itd. Rozproszenia, zajęcie uwagi byle wrażeniami – nieuchronnie odwodzą naszą uwagę poznawczą od samego Boga. Trudno jest modlić się także wtedy, gdy na spotkanie z Bogiem idziemy z obawą, że On nam w czymś zagraża lub, że zażąda rzeczy trudnych.
Trzeba zatem pytać w refleksji, czy mojego kontaktu z Bogiem nie ohamował brak hojności i wielkoduszności wobec Boga, który miłuje mnie najwspanialej (por. CD 5). Inne pytanie winno dotyczyć przygotowania do modlitwy i wszystkich działań wstępnych. Nie mogła powieść się modlitwa, jeśli w tych działaniach (wstępnych) jedynie pozorowaliśmy wyjście ku Bogu, a tak naprawdę tkwiliśmy w sobie, zajmowaliśmy się sobą i nie dopuszczaliśmy do siebie Majestatu Boga i Jego Orędzia Miłości! Zauważmy, że na tyle co wymienione elementy mamy wpływ; jeśli zechcemy, możemy w najbliższej przyszłości skorygować nasze nastawienia i zwiększyć nasze zaangażowanie w konkretne działania, które przesądzają o spotkaniu z Bogiem lub jego braku.
Drugi temat refleksji dotyczy udatności naszej modlitwy. Jeśli modlitwa powidła się, to należy zdać sobie sprawę z „wkładu” Boga i naszego wkładu. Najpierw krótko ustalamy, które nasze działania i zaangażowania złożyły się na powodzenie modlitwy. Czynimy to kierując się nie jakimś samochwalstwem, lecz pragnieniem, by w przyszłości działać podobnie.
Gdy chodzi o wkład Boga, to poświęcamy mu więcej uwagi. Zwracamy uwagę na nasze wewnętrzne odczucia i poruszenia, które są wyrazem działania Boga w nas. To prawda, że najważniejsze jest to, że Bóg po prostu działał w nas i trwają w nas skutki Jego działania. Niemniej oddajemy cenną usługę sobie samym, zaś Bogu – chwałę, gdy wyraźnie (na ile to możliwe) uświadamiamy sobie, że Pan Bóg w nas działał, jak działał i co sprawił. Pomocne pytanie można by tak sformułować: jak się czułem podczas modlitwy? Jakim wydał mi się Bóg i ku czemu w Sobie przyciągał moją uwagę? Czym szczególnie On mnie obdarował? Co szczególnie mnie uderzyło? Co Bóg starał mi się przekazać i powiedzieć? Co zostało mi zwiastowane przez Boga?
Jest rzeczą oczywistą, że praktykując refleksję po medytacji wychowujemy siebie do trwałych postaw, które służą modlitwie. Nasze życie w Duchu staje się coraz bardziej trwałe i dojrzałe. Nasze dzisiejsze niepowodzenia i porażki przemieniamy – w aktach żalu i prośby – w jutrzejsze powodzenie.

Czego jeszcze nie powiedziałem?
Obecne opracowanie nie uwzględnia wszystkich Uwag wstępnych i Addycji. Nieważne, jaki jest tego powód. Proponuję, by słuchacz (czytelnik) sam znalazł, co jeszcze w omawianych tekstach św. Ignacego jest cenną radą na temat tworzenia przestrzeni sprzyjającej dobrej modlitwie. Sam ograniczę się do paru drobnych sugestii.
Warto nauczyć się od św. Ignacego również takich „drobiazgów”, jak rady dotyczące ostatnich chwil przed zaśnięciem (por. CD 73) i pierwszych chwil zaraz po przebudzeniu (CD 74).
Pouczające jest uchwycenie związku między spełnieniem pragnień duchowych i praktykowaniem pokuty zewnętrznej (por. CD 82-89).
Niezwykle ważne jest to, by niezależnie od tego, jak idzie modlitwa, trwać w niej do końca, a nawet nieco dłużej, zwłaszcza gdy doświadczając strapienia jesteśmy kuszeni do skrócenia jej (por. CD 12, 13).
Bardzo ważne są wszystkie te uwagi, które przypominają, że należy odwoływać się – zwłaszcza w sytuacji duchowego strapienia – zarówno do pomocy kierownika duchowego jak i do mądrości zawartej w Regułach o rozeznawaniu duchów (por. CD 7-10, 17).
Dobrze jest także wiedzieć, że Ćwiczenia duchowne św. Ignacego można odprawić nie tylko w domu rekolekcyjnym (por. CD 20), ale także w własnym domu w życiu codziennym (por. CD 19). W niektórych Uwagach wstępnych można znaleźć konkretny program modlitwy codziennej.
W jednej z uwag św. Ignacy podkreśla, że nie wszystko w duchowej ofercie Ćwiczeń jest w jednakowej mierze jest dla wszystkich (por. CD 18). Trzeba o tym pomyśleć w odniesieniu do siebie i gdy innym radzimy odprawienie rekolekcji.
To zaś, co św. Ignacy mówi w 20 Uwadze wstępnej na temat korzyści płynących z odosobnienia, może być inspirujące nie tylko w rekolekcjach z całkowitym milczeniem, ale również wtedy gdy zastanawiamy się nad codzienną ascezą w używaniu mediów, a także w naszych osobistych kontaktach towarzyskich.
Bardzo cenne pouczenie znajdziemy, czytając łącznie Uwagę wstępną 2 i 3, a także fragment Addycji pod numerem 76: W punkcie, w którym znajdę to, czego szukam, zatrzymam się i spocznę, i dopóki się tu nie nasycę, nie będę niespokojny o przejście do innego punktu (CD 76).
To ostatnie zdanie możemy z powodzeniem zastosować także do tego, co tu przedstawiłem. To rozważanie ująłem w 7 punktów. „W punkcie, w którym znajdę to, czego szukam, zatrzymam się i spocznę, i dopóki się tu nie nasycę, nie będę niespokojny o przejście do innego punktu”.

 


Tagi:
займ на карту займ на карту срочно без отказа

Designed and created by northcode/>