– Krzysztof Osuch SJ
2- Dyspozycje do modlitwy:
a) czystość sumienia (por. np. CD 238)
b) panowanie nad sobą (por. np. CD 16)
c) wielkoduszność (por. CD 5)
d) skupienie (por. CD 20, 239)
„W modlitwie rozmawiamy z Bogiem. Im rozmowa jest intymniejsza, tym bardziej jest spontaniczna. Dlaczego więc w książkach ascetycznych mówi się tyle o dobrym i gruntownym przygotowaniu do modlitwy, do rozmyślania?
Wielu autorów odwołuje się do stów z księgi Mądrość Syracha (Eklezjastyk): „Zanim złożysz ślub, przygotuj siebie, a nie bądź jak człowiek, który Pana wystawia na próbę” (Syr 18, 23). Nieprzygotowane rozmyślanie określają oni dosadnie właśnie jako „kuszenie Boga”. Nie możemy oczywiście rozumieć tego dosłownie w sensie reguły moralnej, jakoby człowiek nie mógł się modlić stosownie do czasu i sposobu, jakie mu się akurat nadarzają. Słowa te zawierają jednak w sobie owoc długiego doświadczenia. Ludzie, którzy uważają modlitwę za ważny, doniosły akt, starają się do niej przystępować z takim przygotowaniem, jakiego wymaga każde ważne zadanie.
W nauce o łasce głosimy tzw. synergizm, czyli konieczność ludzkiego współdziałania z łaską Ducha Świętego. Dotyczy to również modlitwy, będącej źródłem łaski, do której przyjęcia człowiek się przygotowuje. Dlatego św. Ignacy Loyola mówi o „sposobie przygotowania i uzdolnienia duszy do rozmyślania” (CD 1).
Czy takie przygotowanie do modlitwy można nazwać współczesnym słowem „dyspozycja”? Wiadomo, że człowiek robi wszystko lepiej, jeśli jest do tego dysponowany. W dobrej dyspozycji chcą być przed „akcją” artyści, mówcy, sportowcy. Niepowodzenie występu tłumaczone bywa często tym, że np. śpiewak byt niedysponowany.
Ale nadaje się tu nie tylko słowo „dyspozycja”, lecz także potoczne wyrażenie, że ktoś jest lub nie jest „w formie”. Nawiązuje ono bowiem do filozofii scholastycznej, która definiuje dyspozycję jako zapoczątkowanie urzeczywistnienia (inchoatio formae). Dobrze śpiewać może tylko ten, kto ma głos i zna już daną pieśń, kto nie jest przeziębiony, zmęczony itd.
Na czym polega zatem dyspozycja do modlitwy? Św. Bernard określa ją negatywnie, wyliczając cztery główne przeszkody, jakie musimy pokonać przed modlitwą. Są to: niedostateczne zainteresowanie, troska o inne sprawy, wyrzuty sumienia, nawał wyobrażeń cielesnych.
Bardziej systematycznie można by owe główne przeszkody do modlitwy wymienić w takiej oto kolejności:
1.Pierwszą z nich są oczywiście grzechy – nie tylko ciężkie, ale również tzw. lekkie. W modlitwie mamy się bowiem zjednoczyć z wolą Bożą. Jak może się to udać komuś, kto się od niej świadomie dystansuje?
2.Na drugim miejscu znajdują się wszelkie złe skłonności i namiętności. Serce człowieka jest podobne do wychowawcy, który ma przed sobą swawolnego i nieposłusznego chłopca. Jego praca wymaga wiele trudu, a przynosi mizerne rezultaty. Modlitwa ma skłonić serce ku dobremu. Wszystkie złe skłonności są bardzo uporczywe. Na pierwszym miejscu jednak wymienia Orygenes gniew. Niemiłe wspomnienie doznanej krzywdy może nas tak przy modlitwie prześladować, że bardziej myślimy o tym kimś drugim niż o sobie i wstajemy od modlitwy w złym humorze i zniechęceni. W związku z tym przypominane bywają słowa Pisma Świętego: „Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim! Potem przyjdź i dar swój ofiaruj!” (Mt 5, 23-24).
3.Na trzecim miejscu wymienia się pilne prace i troski. Również praca powinna mieć swoje miejsce i swój czas. Kto nie potrafi nawet na chwilę się odprężyć i stale się lęka, że o czymś zapomniał, nie może też spokojnie się pomodlić. Św. Jan Klimak mówi, że czysta modlitwa uwalnia się od trosk „nierozumnych i rozumnych”. Nic nie stracimy, jeśli na chwilę zapomnimy o domu, polu, miejscu pracy. Czasami właśnie przy modlitwie aż się roi w głowie od pomysłów i inicjatyw. Zapomnijmy o nich! Bóg ześle nam dobrą myśl w odpowiednim czasie.
4.Moralną i psychologiczną przeszkodą w modlitwie jest też niestałość i przelotność myśli. Fale morskie niosą statek, ale mogą też nim miotać albo nawet go zatopić. Podobne są też fale wyobraźni.
To, co negatywnie wyrażają przeszkody, można też wyrazić pozytywnie. Możemy więc wyliczyć cztery podstawowe momenty, stanowiące dyspozycję do modlitwy: l) czystość sumienia; 2) poskromienie namiętności; 3) wielkoduszność w stosunku do Boga, tak aby być gotowym zapomnieć i uznać za nieważne wszystko, co nie jest stycznością z Nim; 4) uwaga i skupienie.
Cnót tych nikt nie przyswoi sobie oczywiście w ciągu kwadransa. Jest to praca całego życia. Dlatego nazywa się czasem te elementy dyspozycji „dalszym przygotowaniem do modlitwy”. Jacy jesteśmy my sami, taki jest też zwykle – z małymi wyjątkami – nasz kontakt z ludźmi. Tym bardziej dotyczy to kontaktu z Bogiem, który patrzy w serce człowieka. „Dlatego jacy chcemy być przy modlitwie”, mówi opat Izaak u Kasjana, „tacy bądźmy wcześniej, nim jeszcze zaczniemy się modlić”. Bł. Piotr Faber pisze: „Kto by się chciał modlić dopiero wtedy, gdy się odezwie dzwonek, ten chyba tylko cudem naprawdę się pomodli”.
1 – Uspokoić ducha (CD 239, 131)
Niepokój ducha to wielki wróg modlitwy. Człowiek o niespokojnym duchu ma także niespokojne oczy i myśli. Nie potrafi on przeżyć spotkania się ani z drugim człowiekiem, ani tym bardziej z Bogiem. Jego uwaga tylko na krótko zatrzymuje się to przy sobie samym, to przy coraz to nowych przedmiotach. Trzeba zatem uczynić coś, co uciszy jego zmysły, pamięć, wyobraźnię i uczucia, by z kolei móc zwrócić się całym sercem ku Bogu, ku Jego słowom.
Św. Ignacy proponuje prosty i skuteczny sposób na (przynajmniej minimalne) uspokojenie siebie. W dwóch miejscach w Ćwiczeniach jest o tym mowa: We wszystkich ćwiczeniach (…)trzeba zastosować coś, co odpowiada drugiej addycji(74), a to w sposób następujący. Gdy sobie uświadomię, że jest już pora na dane ćwiczenie, które mam odprawić, wtedy zanim się udam na to ćwiczenie, przypomnę sobie, dokąd idę i w czyjej obecności stanę; przejdę też w myśli krótko treść ćwiczenia, które mam odprawić, a potem zastosowawszy addycję 3 (75) zacznę ćwiczenie (CD 131, uwaga 5). Podobnie mówi jeszcze gdzie indziej: Zanim wejdę w modlitwę, mam uspokoić swojego ducha siedząc lub chodząc, jak uznam za lepsze, i rozważyć, dokąd się udaję i po co; taż sama addycja ma być zachowana na początku wszystkich sposobów modlitwy (CD 239).
Zapamiętajmy te proste pytania: dokąd idę? w czyjej obecności stanę? Dokąd się udaję? i po co? Niech te pytania budzą naszą uważność przy zaczynaniu modlitwy.
Bądźmy pewni, że lepsza – w sensie relacyjności – będzie nasza modlitwa, jeśli poprzedzą ją wskazane pytania i własne odpowiedzi. Nie żałujmy na to czasu. To usilnie zalecane uspokojenie ducha winno być praktykowane, w zasadzie, na kilka czy kilkanaście minut przed medytacją. Uważam jednak, że z powodzeniem można je twórczo i owocnie połączyć ze stawaniem w Obecności Boga. Czyńmy to, ilekroć wchodzimy w przestrzeń modlitwy, która ma być naprawdę spotkaniem z Bogiem, a nie zajmowaniem się np. sobą samym! Nie poddając się rutynie, na zadane pytanie odpowiadajmy możliwie pełnymi zdaniami. Odpowiedzi niech będą dziecięco proste! Możemy je zaczerpnąć z Pisma świętego. Choćby tylko jeden psalm 139 dostarczy nam wielu „podpowiedzi”. Mając przed oczyma ten psalm czy inne teksty (najlepiej biblijne) mówiące, jaki jest Bóg, uświadamiajmy sobie Jego Obecność. Powoli i z namysłem zacznę powtarzajmy np. to zdanie: idę do Tego, który naprawdę zna mnie i przenika…
Powtarzając szereg razy to jedno zdanie, zapewne w jakimś momencie odczujemy, że naprawdę stoimy w obliczu Boga, Który jest nam bardzo bliski.
Innym razem można położyć akcent na to, by z dziecięcą prostotą powiedzieć sobie, po co właściwie idę na spotkanie z Bogiem… Można za każdym razem improwizować. Można mieć w miarę stały tekst, własny, rozbudowywany, „ulepszany” czy dostosowywany do aktualnego pojmowania Boga czy duchowych „zapotrzebowań”. Przykładowo: Dziś idę do mojego Ojca (Abba), by jeszcze raz usłyszeć to jedno słowo, dla którego On wybrał mnie i powołał do istnienia. Lub: idę na modlitwę, by Mu gorąco podziękować, prosić Go o coś, poddać Mu jakiś obszar swego życia i serca itd.
Zdań, którym pozwalamy wybrzmieć w ramach uspokajania ducha, nie musi być dużo. Niekiedy wystarczy jedno zdanie, jedno słowo, jeden czasownik czy przymiotnik… Czasem jednak dopiero większa liczba zdań reflektuje nas, ucisza, uprzytamniając, dokąd się udajemy i po co! Niekiedy jedno krótkie zdanie okaże się skuteczne w kierowaniu nas ku głębi serca, w której czeka na nas Bóg; innym razem potrzebny jest strumień słów, wiersz, pełna treści cudza modlitwa, byśmy potrafili zdać sobie sprawę z tego, w Czyjej to Obecności staniemy!
Krótko mówiąc, warto mieć pod ręką kilka słownych ikon Boga (własny tekst, psalm, wiersz, modlitwa mistyczki). I te osobiście wypracowane, i te zapożyczone ikony Boga tu obecnego mogą być bardzo proste. Ważne, żeby po prostu były! Żeby składały się z konkretnych słów i zdań, albowiem na niewiele zda się „coś”, co jest mgliście pomyślane. Oczywiście, inaczej może to wyglądać, gdy z łaski Bożej nasza modlitwa staje się prosta i „z miejsca” serdeczna.
Zanim nasza modlitwa zacznie się dziać prawie bez słów, możemy inspirować się takim jeszcze unaocznianiem sobie, Kim jest Bóg, który zaprasza nas na spotkanie:
„O Boże! Jesteś wielki. Jesteś wieczny. Jesteś moim Stworzycielem. Jesteś Stworzycielem wszystkiego. Przenikasz wszystko spojrzeniem. Znasz każdą gwiazdę, każde źdźbło trawy, każdą kroplę wody. W tej chwili patrzysz na mnie. Czuję na sobie Twój wzrok. Badasz moje serce. Znasz każdą moją myśl. Słuchasz mnie. Wszystko, co mam, otrzymałem od Ciebie. Wszystko, czym jestem, co jest dobre i prawdziwe we mnie, pochodzi od Ciebie. Wszystko, co jest piękne wokół mnie, co widzę i co słyszę, czego dotykam, co czuję i co mnie cieszy, co mi się podoba, co mnie zachwyca, pochodzi od Ciebie, źródło całego dobra i całego piękna… Nie mogę Cię ujrzeć oczami ani usłyszeć uszami. Ale Ty mnie widzisz. Wiem, że jestem przed Tobą. Ty jesteś przede mną, za mną, obok mnie. Wiem, że Twoje spojrzenie to spojrzenie miłości. Jesteś moim Ojcem i kochasz mnie jak matka, bardziej niż matka, bardziej niż oblubieniec oblubienicę lub oblubienica oblubieńca… Otacza mnie twoja dobroć, Twoje miłosierdzie mi przebacza, Twoja cierpliwość mnie wspiera, Twoja ręka mnie prowadzi, Twoja prawica mnie obejmuje, położyłeś na mnie swą błogosławiącą rękę, delikatną i silną. Przed Tobą jestem niczym. Jestem pyłem i prochem, biedny i słaby. Moje serce nie jest dobre. Tkwię w ciemności. Lecz Ty jesteś dobry. Jesteś światłem. Jesteś przebaczeniem. Nie lękam się. Ufam Tobie. Jestem w Twoich rękach. Jestem spokojny. Mów, Panie, Twój sługa słucha.” (z witryny internetowej).
„Przez czas jednego ’Ojcze nasz’ stanąć na jeden lub dwa kroki od miejsca, gdzie mam kontemplować lub rozmyślać, a wzniósłszy umysł ku górze rozważać, jak Bóg, Pan nasz, patrzy na mnie itd. i wykonać akt uszanowania lub uniżenia się przed Bogiem” (CD 75).
3 – Prosić o łaskę (CD 48)
Prosić Boga, Pana naszego, o to, czego chcę i pragnę (CD 48).
Z tego zalecenia wynika zachęta, by zdać sobie sprawę z tego, czego ja chcę i pragnę! Czego najbardziej, czego najserdeczniej? – Trzeba dobrze zastanowić się i wniknąć w siebie, by wypowiedzieć swoje najważniejsze i najgłębsze pragnienie. Nie od razu i raczej z trudem do niego docieramy.
W czasie Ćwiczeń duchownych to pragnienie jest nam jakby „podpowiedziane”. Jest tego ważna przyczyna. Jesteśmy wprawdzie niepowtarzalni i idziemy do Boga (każda osoba) własną drogą, jednak i to jest Prawdą, że naszą wspólną drogą do Boga Ojca jest Jego Wcielony Syn. To, co On objawia i stanowi, ma charakter obiektywnej „normy”. W Chrystusie, przez Niego i dla Niego jesteśmy stworzeni, dlatego nie może dziwić, że z Jego słów i Jego Serca wyczytujemy to, kim jesteśmy, do czego winniśmy dążyć i czego winniśmy pragnąć.
Pamiętajmy i o tym, że Duch Święty nie podpowiada nam ani tym bardziej nie narzuca pragnień sprzecznych z pragnieniami, które nosimy w głębi naszego ducha. To jedynie „pożądania ciała” (por. Ga 3, 17) są sprzeczne z dążeniami Ducha Bożego i ducha ludzkiego! Trzeba zatem z zaufaniem odnosić się do pragnień, które są w nas, byle odróżniać je od cielesnych pożądań.
Ujawnijmy jeszcze pewną trudność: być może proszenie kojarzy się nam nie najlepiej. To kojarzenie ma wtedy miejsce, gdy nie jesteśmy pewni bycia miłowanymi! Nie prosimy w ogóle bądź prosimy z oporami (ludzi i Boga), gdy sądzimy, iż akt proszenia i treść prośby natrafi u osoby proszonej na niechęć do dawania. To oczywiste, że nikt nie chce być natrętem, a jeśli już – to tylko wtedy, gdy zmusza go do tego ostateczność, jakaś wielka potrzeba…
Rzecz wygląda całkiem inaczej, gdy wchodzimy w świat naszego Najlepszego Ojca. Tu nie powinny warunkować nas negatywne doświadczenia poczynione z ludźmi. Nie ulega przecież najmniejszej wątpliwości, że Bóg, który jest Miłością i stwarza nas z Miłości, bardzo pragnie nas obdarowywać i uszczęśliwiać. Nasze ponawiane akty proszenia nie są dla Boga obciążeniem, lecz powodem samej radości! Gdy ufnie prosimy, wtedy Bóg nie ma wątpliwości, że pojęliśmy i pokochaliśmy nasz status – dzieci bardzo miłowanych i uczących się miłować. (por. Łk 11, 1-13) – Przypomnijmy sobie zresztą, jaką radość sprawiało nam obdarowywanie osoby miłowanej… Miłość zawsze pragnie spełniać pragnienia i prośby osoby miłowanej. Realna miłość czyni proszenie i dawanie czymś radosnym i bardzo naturalnym.
Otwartą kwestią pozostaje jeszcze tylko to, czy i kiedy (jak szybko) dorośniemy do proszenia Boga o „rzeczy” naprawdę wielkie. Przy sposobności powiedzmy, że prosimy na pewno o wielkie dary w Ojcze nasz. Treścią każdej z siedmiu próśb jest Boska Miłość. Nasz bezbrzeżnie ubogi duch najbardziej potrzebuje Boskiej Miłości. Materialne rzeczy potrzebne do życia Ojciec daje nam z góry. Uprzedzająco przygotował wszystkie bogactwa Ziemi. Gdy zaś chodzi o pragnienie Boskiego rodzaju życia w nas i o bycie synami w Synu , to zachodzi tu potrzeba częstego rozbudzania tego pragnienia. Dzieje się to zazwyczaj wtedy, gdy bierzemy słowo Boże na zęby mądrości (por. św. Bernard) i kontemplujemy Oblicze Jezusa. Słowo – Jezus budzi w nas najgłębsze pragnienia i uświadamia nam, o co winniśmy prosić – i to z całą żarliwością.
Jezus pytał nieraz swoich rozmówców: Co chcesz, abym ci uczynił? – Podobnie pyta mnie na progu medytacji. Oto zawiązuje się jedyna w swoim rodzaju relacja, gdy w czasie modlitwy:
a) Jezus mówi nam, czego On chce i pragnie – dla nas i od nas;
b) i gdy my szczerze wyznajemy, czego chcemy i pragniemy – dla Niego i od Niego!
Bądźmy spokojni, jeśli w naszych prośbach będzie „coś nie tak”, to Jezus nam to powie. Poprawi nas z miłością i wyrozumieniem; jak synów Zebedeuszowych i ich matkę. To jednak, co okaże w naszej prośbie autentyczne, spełni ponad wszelkie oczekiwanie! Niekiedy – bądźmy na to przygotowani – wypadnie nam wsłuchiwać się w milczenie Boga. Ten pozorny brak odpowiedzi należy odczytać jako wezwanie do zmiany naszego pragnienia i dostosowania go do tego, co najistotniejsze.
Pod koniec medytacji, w rozmowie, pewno powrócimy jeszcze raz do tego, czego naprawdę chcemy i pragniemy. Przestawanie ze Słowem Bożym na medytacji sprawi, że pod koniec modlitwy nasza prośba stanie się bardziej żarliwa i wolna od tego, co okazało się sprzeczne z miłosną wolą Boga.
Nie niepokójmy się, jeśli akty wstępne (czy jeden z nich) zatrzymają nas nieco dłużej, choćby i jedną trzecią czasu medytacji. Są to działania obiektywnie bardzo ważne, zaś Bóg może zechcieć udzielić nam Siebie już na początku, by reszta modlitwy przebiegała w klimacie Jego obecności.
A – Właściwie zbędne są wyjaśnienia…
Rzeczywiście, poniekąd zbędne są wyjaśnienia, bo my przecież dobrze wiemy, co robić, gdy ktoś przekazuje nam ważne informacje. Po prostu bierzemy do serca to zdanie, w którym ktoś np. wyznaje nam miłość. Podobnie traktujemy każdą ważną wiadomość. Nie inaczej należy postąpić z Dobrą Nowiną o Miłości Boga i wiecznym Życiu dla nas!
Ma rację św. Ignacy, nie rozwodząc się wiele na temat procesu medytacji. Uważa, że wystarczy przypomnieć główne działania osoby otwartej na Boże Objawienie.
1-o: Najpierw wysłuchuję się w treść Słowa Bożego i staram się ją zapamiętać.
2-o: Następnie, na miarę moich możliwości intelektualnych, próbuję dokładniej zrozumieć, co Bóg mi objawia i jaki to ma wpływ na sens (znaczenie i cel) mojego życia. Pytam też siebie, czy i jak Boże Orędzie winno przełożyć się na codzienny strumień moich decyzji, na relacje z bliźnimi, na używanie stworzeń itp.
3-o: W miarę przechodzenia kolejnych punktów odpowiadam Bogu – zgodnie z wewnętrznymi poruszeniami i uczuciami; zwracam się do Niego w aktach wdzięczności, miłości, zawierzenia, prośby, skruchy itd.
4-o: W rozmowie zwieńczającej medytację powracam do wstępnej prośby o owoc i – w miarę możliwości – zbieram w jedno wszystko to, co w trakcie medytacji dotknęło mnie do żywego. Przedkładam to Bogu Ojcu czy innym Osobom z całym zaufaniem i serdecznością.
To proste (powyższe) wyszczególnienie działań osoby medytującej może się wydać nazbyt schematyczne, a kolejność działań – sztuczna. Taka jest jednak rzeczywista, faktyczna dynamika spotkania i wymiany między dwiema osobami.
Zamiast wyszukiwać zastrzeżenia – uznajmy, że ten zwięzły schemat działań dyskretnie przypomina nam, że słowo Boże trzeba przyjąć całym sobą i do końca. Nie można poprzestać ani na samym przypomnieniu sobie zbawczych wydarzeń, ani nawet na samym zrozumieniu ich sensu! Trzeba przyzwolić, by w kontakt z Bogiem zaangażować się całym sobą. Więcej, należy siebie ku temu pobudzać, by na Miłość Boga – zgodnie z najważniejszym Przykazaniem – odpowiedzieć „z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił”. (Pwt 6, 5; por. Mt 22,37)
B – Uważność na uczucia
Ważnym kluczem otwierającym nam przystęp do działania Boga w nas, a także do prawdy o nas – są uczucia rodzące się na różnych etapach kontaktu ze słowem Bożym. Przydatne i „informujące” są wszystkie uczucia, zarówno pozytywne jak i negatywne. „Rodzenie się uczuć negatywnych w medytacji jest dobrym objawem, stanowi bowiem znak, iż Słowo Boże dotyka w nas miejsc najbardziej zranionych, nieuporządkowanych, których może sobie w życiu jeszcze nie uświadomiliśmy.” Winniśmy być z góry na to przygotowani, że Słowo Boże potwierdzi nas jako osoby, a także nasze szlachetne pragnienia i dobre czyny. Ta „funkcja” Słowa Bożego jest dla nas miła. Trudno jest nam zgodzić na tę sytuację, gdy czujemy się osądzani przez Słowo i gdy ujawnia się nasz wewnętrzny konflikt. Ważne jest, żeby nie ulec panice, lecz przyłączyć się do Ducha Świętego, który chce nas przeprowadzić od grzesznej egzystencji do życia w miłości Boga. „Słowo Boże – o ile otwieramy się na jego prawdę – ujawni wszystkie zamysły naszego serca oraz ich wpływ na nasze świadome i nieświadome reakcje, na nasz sposób myślenia i wartościowania, na nasze wybory i czyny z nimi związane. Odkrywanie naszych najgłębszych zamysłów serca, szczególnie wówczas, gdy utarły się w nas od dawna zakłamane sposoby reagowania, myślenia i postępowania, kiedy poddaliśmy się zadziwiającej i niesamowitej ludzkiej skłonności do fałszerstw moralnych (K. Rahner), może być procesem bardzo bolesnym, przeciwko któremu budzić się będzie w nas bunt, opór wewnętrzny i sprzeciw.(…) Opór wobec Słowa Bożego złączony z ową niesamowitą ludzką skłonnością do fałszerstw moralnych jest wpisany w naszą zranioną grzechem osobowość. Św. Paweł mówi, że dążność ciała wroga jest Bogu, nie podporządkowuje się bowiem Prawu Bożemu, ani nawet nie jest do tego zdolna (Rz 8, 7).”
C – Medytacja objaśniona przez skojarzenie z lectio divina
Znanych metod medytowania nad słowem Bożym jest przynajmniej kilka. Wszystkie one mają swe korzenie w starej metodzie modlitwy, nazwanej lectio divina. Rozumiejąc lectio divina, wyraźniej zdajemy sobie sprawę z tego, jaki jest jeden duch każdej medytacji, także ignacjańskiej.
Kard. C. M. Martini wyróżnia w lectio divina, czyli w modlitewnym czytaniu Pisma św., aż osiem etapów. Ta wielość działań uświadamia nam, jak czymś poważnym i angażującym jest integralne słuchanie i wypełnianie słowa Bożego. Zyskujemy większą przejrzystość, gdy te osiem etapów (1-8) lectio divina zgrupujemy w trzech cyklach (I, II, III).
Pierwszy cykl to – wstępowanie (I) ku Bogu poprzez czytanie Słowa Bożego, rozważanie go i serdeczne zwracanie się do Boga (po łacinie: lectio, meditatio, oratio).
Te trzy etapy możemy przyporządkować trzem zachętom samego Ducha Świętego, który tak nas przynagla:
1- Bierz i czytaj Pismo święte!
2- Gdy cię coś uderzy, rozważaj to na różne sposoby!
3- Gdy poczujesz się wewnętrznie zagadnięty przez Boga, to mów do Niego, rozmawiaj z Nim!
Gdy Bóg „utrafia” w nas swym słowem, a my na to przyzwalamy, to wtedy zaczynamy myśleć. Rozumujemy, kojarzymy, wyciągamy wnioski, zmagamy się o samą wiarę i o postępowanie płynące z niej. Widząc swą słabość i różne zagrożenia, żarliwe wołamy do Pana. Pojawia się w nas także cała gama uczuć; bywa to np. fascynacja i zniechęcenie, przyciąganie i opór, zgoda i sprzeciw, pokorna uległość i bunt, zachwyt i znudzenie itp.
Jeśli konsekwentnie i pokornie lgniemy ku Bogu, nie dając się zniechęcić, to w jakimś momencie osiągamy szczyt (II) w naszej modlitwie. Ufnie wydajemy się w ręce Ojca. Trwa to w początkach (życia modlitwy) na ogół krótko, z czasem – coraz dłużej. To, co dzieje się na tym etapie, nazywamy kontemplacją (contemplatio). Odpoczywamy przy, a nawet w Bogu!
Na tym etapie ustają dociekania i analizy, cichną debaty i wszystko staje się dziecięco proste. Czujemy się ogarnięci wielką Miłością Boga. Ona olśniewa nas i dogłębnie uspokaja. Chętnie milkniemy, by w ciszy nasycać się pewnością bycia drogimi i wartościowymi w oczach Boga (por. Iz 43, 4). – Byłoby wielkim błędem w „sztuce modlitwy”, gdybyśmy przeoczyli bądź zlekceważyli ten etap! To przecież sam Duch Święty słodko i dyskretnie przynagla nas w głębi serca:
4- Teraz odpoczywaj w Bogu! Przekonaj się, że cały trud, Boga i twój, zmierza do kosztowania, jak dobry jest Bóg! (por. Ps 34,9)
Św. Ignacy w paru miejscach Ćwiczeń mocno nalega, byśmy nie żałowali czasu na pozorną bezczynność i bierność, która wyraża się w kosztowaniu Boga i nasycaniu się Nim; Jego Pięknem, Prawdą, Dobrocią, Miłością, Życzliwością…
Jak długo żyjemy na Ziemi, Tabor kontemplacyjnego odpocznienia na ogół nie trwa zbyt długo. W pewnym momencie trzeba wykonać trzeci krok, który polega na zejściu (III) na dół, do codziennych relacji i obowiązków. Duch Święty nalega:
5- Zrób teraz coś dobrego dla Królestwa Bożego! Zrób coś dla bliźnich! Nie zadowól się jedynie osobistą duchową radością, uznając ją za ostatni „punkt” w spotkaniu z Bogiem.
Radość w sercu (consolatio) to niewątpliwie cenny dar i owoc Ducha Świętego. To, rzeczywiście, On zachęca: Raduj się w Panu! Ale także On wzywa nas do czujności i rozeznania, czy aby Zły duch nie dołącza się z ofertą swoich „pocieszeń”, które mają odwieść od Boga. Ta radość, która pochodzi od Boga, uwiarygodnia się jako autentyczna, gdy umacnia mnie do konkretnego działania na rzecz Królestwa Bożego w sercach bliźnich!
D – Dwa przykładowe kwestionariusze
Ojciec Tomasz Spidlik S.I. objaśniając ignacjańską metodę medytacji, przedkłada dwa przykładowe kwestionariusze i zachęca do formułowania własnych pytań. „Praktyczny jest np. , który ktoś napisał na kartce i włożył do Ewangelii. Zawiera on osiem punktów: rzecz, analogia, zastrzeżenie, odpowiedź, badanie, postanowienie, urzeczywistnienie, prośba. Przeczytałem fragment Ewangelii, po czym:
1.Zamykam książkę i powtarzam sobie „rzecz”, tzn. to coś głównego, o co chodzi, wypowiadam swoimi słowami to, co rzekł Chrystus.
2.Przypominam sobie, gdzie już coś podobnego czytałem albo słyszałem – w Piśmie Świętym, z innej lektury lub czyichś słów.
3.Zgłaszam zastrzeżenie wobec tego, co zostało powiedziane. Np. Ewangelia mówi, że błogosławieni są ubodzy. Tymczasem w życiu za szczęśliwego uważamy tego, kto ma dużo pieniędzy.
4.Co bym na to odpowiedział? Z odpowiedzi tej mogę zwykle poznać, w jakim stopniu rzeczywiście zrozumiałem wartość np. ubóstwa w Chrystusie.
5.Zbadanie siebie ma ukazać, według której zasady dotychczas żyłem: błogosławieni ubodzy – czy bogaci?
6.Postanowienie jest nastawione na przyszłość. Co przyjąłbym chętnie jako życiową regułę?
7.Aby jednak to postanowienie nie było jałowe, próbuję już dzisiaj zacząć je urzeczywistniać. Daję np. komuś coś z tego, czego nie potrzebuję.
8.Potrzeba modlitwy błagalnej wynika z doświadczenia, że bez Bożej pomocy nie zdołam swego postanowienia urzeczywistnić.
A oto przykład innej serii pytań:
I. Pamięć: 1) Co już słyszałem, czytałem lub sam rozmyślałem o tekście czy o prawdzie, o których rozmyślam? 2) Zapamiętam sobie przynajmniej jedno krótkie hasło albo kawałek tekstu Ewangelii. 3) Czy coś podobnego występuje w jakiejś pieśni, wierszu, w ogóle w literaturze?
II. Refleksja rozumowa: 1) Zamykam książkę i powtarzam sobie własnymi słowami, o co w niej chodziło. 2) Która myśl jest najważniejsza? 3) Jak można by to samo wyrazić językiem zwykłego dzisiejszego życia – słowami używanymi w szkole, prasie, poezji, fabryce? 4) Czy jest to prawda ogólnie akceptowana, czy też ludzie patrzą na to inaczej? 5) Jakie jest moje zdanie według tego, co mówię i jak postępuję? 6) Jakie argumenty przemawiają za słusznością tego, co mówi Ewangelia? 7) Dlaczego inne zdania nie są słuszne i co sprawia, że ludzie pomimo to akceptują je?
III. Decyzja woli: l) W jakich konkretnych sytuacjach mego życia można by urzeczywistnić prawdę, o której rozmyślałem? 2) Czy jest dla mnie rzeczą łatwą, czy trudną żyć według tej zasady? 3) Jakie przeszkody napotykam? 4) Jak można by tę prawdę wprowadzać powoli w życie? 5) Czy znam kogoś, kto popełnia podobne błędy jak ja, kto ma takie same trudności? Co bym mu poradził? 6)Czy dałoby się coś zrobić już dziś? 7) Czy zdolny jestem to zrobić?” (moje podkreślenia, OK)
VI. Refleksja po medytacji
W Addycji 5 pierwszego tygodnia czytamy: Po skończonym ćwiczeniu przez kwadrans, siedząc lub chodząc, zbadam jak mi się powiodła ta kontemplacja lub rozmyślanie. Jeśli źle, zbadam przyczynę tego, a tak poznawszy przyczynę będę żałował za to, chcąc poprawić się w przyszłości. A jeśli dobrze, podziękuję Bogu, Panu naszemu, i następnym razem będę się trzymał tego samego sposobu (CD 77).
Pierwsze, co uderza, to spora ilość czasu, który (w sumie) ma być przeznaczony na refleksję po każdej medytacji. Można by zaryzykować twierdzenie, że waga refleksji po i nad swoją modlitwą jest porównywalna z wagą rachunku sumienia po przeżytym dniu. Struktura refleksji jest wprawdzie dużo prostsza niż w pięciopunktowym rachunku sumienia, ale dokonuje się w niej rzecz dużej wagi.
W czasie refleksji zadajemy sobie pytanie: czy powiodła mi się modlitwa? Jest ono dziecięco proste i bardzo potrzebne. Przecież po przeżyciu ważnych wydarzeń odczuwamy naturalną potrzebę, by jeszcze raz przyjrzeć się temu, co się niedawno wydarzyło. Pragniemy podjąć to, czym zostaliśmy obdarowani; dziękujemy. Chcemy utrwalić rzeczy dobre, zaś naganne przezwyciężamy. – Modlitwa, będąc spotkaniem z samym Bogiem, jak najbardziej zasługuje na to, by zbadać jej przebieg i owocność. Wiemy z doświadczenia, że modlitwa udaje się nam nie za każdym razem. Nie zawsze jednak mamy ochotę i (tym bardziej) nawyk, by chcieć dochodzić przyczyny, dlaczego nie powiodła się modlitwa. Skutki takiej postawy są fatalne; wkradają się błędy, które się zakorzeniają, a z naszą modlitwą i z nami bywa coraz gorzej! – Święty Ignacy podpowiada prosty sposób – na utrwalenie tego, co w naszej modlitwie było dobre, – i na usuwanie na bieżąco tego, co było w niej jakimś zaniedbaniem czy brakiem zaangażowania.
Gdy dociekamy przyczyny niepowodzenia modlitwy, to bodaj najczęściej musimy szukać jej w obrębie „metody” i uchybień w stosunku do metody. Oczywiście, nie chodzi tu o tzw. formalne uchybienia w stosunku do metody formalnie traktowanej; raczej chodzi o rozmijanie się i lekceważenie ducha, który – według założenia – przenika każde działanie w medytacji czy kontemplacji. Św. Paweł trafnie zauważa: litera bowiem zabija, Duch zaś ożywia. (2 Kor 3, 6) W metodzie medytacji wszystko jest pomyślane jako naprowadzenie na kontakt z Bogiem. Jeśli zatem nie podążamy usilnie za intencjonalnością wpisaną w każdy krok medytacji, to wychodzimy z modlitwy z duchowym niesmakiem. – Refleksja uczy nas świadomie dostrzec ten niesmak i znaleźć zawinioną przyczynę niepowodzenia w modlitwie.
Podkreślmy jeszcze i to, że refleksja jest takim działaniem, które można wykonać jedynie po skończonym ćwiczeniu, a nie wcześniej. Modlitwa jest świętym czasem spotkania z Bogiem! W tym spotkaniu „obserwujemy” Boga, a nie siebie! Oddajemy się dobrze rozumianej spontaniczności – w odpowiedzi na działanie Słowa i Ducha Świętego. Oczywiście, ten nasz zwrot ku Drugiemu z natury rzeczy koegzystuje z tym, że prawie zawsze jesteśmy jakoś świadomi samych siebie i jakoś odnosimy się do wskazań metody, by wiedzieć, co należy czynić. Chyba raczej rzadko zdarza się nam całkiem o sobie zapomnieć, zatracając się całkiem w Bogu. Powiedzmy jeszcze wyraźniej: w czasie medytacji bądźmy jak najbardziej zwróceni ku Bogu. Jego szukajmy, Jemu dajmy odpowiedź, zaś z metody korzystajmy, ale nie rozpraszajmy się sprawdzaniem tego, jak ja się modlę, czy jestem wierny metodzieitp. Ważny jest Bóg, zaś metoda pomaga nam „sprostać” Bogu. Metoda pomaga nam zbliżać się ku Bogu, by Go słuchać i jakotaka ma swoje wielkie znaczenie! Jest zatem sens w tym, by chcieć trzymać się metody i by w odpowiednim czasie sprawdzaćczy jest się jej wiernym! Właśnie (zalecana przez św. Ignacego) refleksja po skończonej medytacji jest między innymi po to, by sprawdzić wierność metodzie. Jeśli było dobrze, należy to dobro utrwalić i podziękować z nie. Jeśli było źle, należy postanowić poprawę.
Designed and created by northcode/>