Świadectwa po rekolekcjach 8- dniowych

Boża Miłość

Chciałam wyrazić ogromną wdzięczność Panu naszemu Jezusowi Chrystusowi, za całe mnóstwo łask, którymi mnie nieustannie obdarza i jednocześnie przeprosić Go za moją ślepotę, że Jego dobrodziejstw nie dostrzegam.

IV tydzień ćwiczeń duchownych wg. św. Ignacego Loyoli był dla mnie wyjątkowym i pięknym czasem. Niemal do ostatniej chwili nie wiedziałam, czy będę mogła pojechać.

Pan Jezus wie, co w danej chwili potrzebne jest Jego owieczce. Moje pragnienie spełniło się i mogłam pojechać do Centrum Duchowości p.w. św. Ignacego Loyoli Księży Jezuitów w Częstochowie, które położone jest na zboczu Jasnej Góry, nieopodal Sanktuarium Najświętszej Maryi Panny naszej Królowej.

Jadąc, nie miałam sprecyzowanych pragnień i oczekiwań odnośnie samych rekolekcji. Moim jedynym pragnieniem było być blisko Jezusa i przyjąć wszystko, co dla mnie przygotował.

To był wyjątkowy i błogosławiony czas. Nigdy dotąd nie doświadczyłam takiego ogromu Miłości Bożej, wewnętrznej radości serca, pragnienia zmiany samej siebie. Wiele razy w moim życiu doświadczyłam łask Bożych, ale wulkan Miłości, którym obdarzył mnie Pan, był po prostu niezwykłym przeżyciem. Żadne słowa nie wyrażą tego, jak ogromna jest i silna Miłość Boża. Kiedy pojawiały się przeszkody, trudności i zmęczenie, Pan Jezus, niemal natychmiast je niwelował i usuwał. Zrozumiałam cały sens rekolekcji ignacjańskich. Panu Bogu dziękuję, że był tak łaskawy i posłużył się św. Ignacym, który wszystko, co jest konieczne dla rozwoju duchowego człowieka, spisał w małej książeczce ćwiczeń duchownych.

Dokonałam retrospekcji mojego życia, które właściwie przebiega tak, jak ćwiczenia św. Ignacego, bowiem począwszy od Fundamentu, mój rozwój duchowy postępował.

Pan Jezus działał i działa nadal w mojej codzienności i czyni to delikatnie, subtelnie, po cichu, powoli. Ma ogromną cierpliwość do moich pomysłów na życie, zachowań i błędów. Kocha mnie i toruje moją drogę. Zmienia mnie. Jestem ta sama, ale nie taka sama, kiedy rozpoczynałam rekolekcje.

Zaskoczeniem niebywałym było dla mnie odkrycie i spisanie, jak wiele razy, w ostatnich kilku latach, w sposób spektakularny Pan Jezus objawił się w moim życiu!

Podczas tych rekolekcji, po raz pierwszy doświadczyłam, co znaczy smakować Słowo Boże, nasycać się Nim, trawić. To przeżycie jest niemożliwe do opisania, trzeba go doświadczyć.

IV tydzień rekolekcji był dla mnie czasem poznania modlitwy prostoty – kolejne zaskoczenie i kolejna radość w sercu moim.

Pan Bóg działa nieustannie. Ufam, że etap mojego oczyszczenia wewnętrznego, dobiega końca, a oświecenie będzie stale mi towarzyszyć. Mam świadomość, że te dwa etapy rozwoju duchowego niejako „zachodzą” na siebie i częściowo uzupełniają się, ale jedno jest pewne, prowadzą do zjednoczenia z Panem Bogiem.

Zabrałam ze sobą do domu ogromny kosz owoców tych rekolekcji. Nie wiem nawet do końca, co w nim jeszcze Chrystus Pan ukrył. Chrystus – mój Stwórca, Zbawiciel, Przyjaciel, Ten, który przebacza, prowadzi, daje ukojenie, pokrzepia.

Zabierz, Panie, i przyjmij
całą wolność moją,
pamięć moją i rozum,
i wolę mą całą,
cokolwiek mam i posiadam.
Ty mi to wszystko dałeś –
Tobie to, Panie oddaję.
Twoje jest wszystko.
Rozporządzaj tym w pełni
wedle swojej woli.
Daj mi jedynie miłość Twą i łaskę,
albowiem to mi wystarcza. Amen
                            św. Ignacy Loyola  

Iwona

 

Szymon Cyrenejczyk
Na Fundament zostałam przymuszona prawie jak Szymon Cyrenejczyk, ale wróciłam szczęśliwa. Otworzyły mi się oczy, uszy. Zaczęłam inaczej myśleć. Na I tydzień już nikt nie musiał mnie namawiać i na następne tygodnie też chętnie przyjadę. Tu nauczyłam się modlić, nauczyłam się kochać. Tu zobaczyłam, jaki Bóg jest naprawdę – że jest Miłością i że z miłości stworzył mnie i wszystko, co mnie otacza, co jest mi potrzebne. Zaczęłam słyszeć, co Bóg do mnie mówi. Czas rekolekcji to dla mnie „święty czas”. Nie chce mi się wracać do rzeczywistości, ale właśnie tam muszę wprowadzić w życie to, czego tu doświadczyłam. Słowa te nie są w stanie oddać tego, co tu przeżyłam. Boże, dziękuję Ci za wszystko i za wszystkich. – Jadwiga

Tęcza
Padał deszcz,
A gdy na chwilę
Zaświeciło słońce
Do ogrodu wsunęła się tęcza
Hałaśliwie rozsuwając
Mokre korony drzew
Spłynęła na trawnik
Przed domem.
Koniec tęczy …. .
I teraz wiem, że nie trzeba
wielkich połaci nieba
by namalować łuk tęczy
Teresa

Odnaleziona przez Boga
Panie, tak długo Cię szukałam, błądziłam … Dziękuję, że mnie odnalazłeś, że uświadomiłeś mi, że mnie kochasz! I Twoja Miłość jest bezinteresowna. Niczego ja nie muszę prócz przyjęcia – gestu woli – Twojej Miłości. Dziękuję, że mogłam poczuć się jak dziecko, że pokazałeś mi, że Ty zawsze się mną opiekujesz. Dziękuję Ci, że mogłam na tych rekolekcjach ponownie Ciebie doświadczyć, dotknąć i usłyszeć pierwszy raz wyraźnie Twój głos. – Edyta

Wdzięczność
Dziękuję Ci, Najukochańszy Ojcze, za Twoją Miłość, którą bardzo mocno dałeś mi doświadczyć na tych rekolekcjach, w każdej modlitwie, wydarzeniu, a nade wszystko w Eucharystii! Dziękuję, że Ty pierwszy wychodzisz do mnie z Miłością! Ty zawsze wychodzisz z inicjatywą i robisz to w niesamowitej mądrości i delikatności! Dziękuję, że dotykałeś i uzdrawiałeś moich uczuć! Dziękuję, Panie, za doświadczenie, że w Twojej Miłości nie ma lęku! Dziękuję także, że mówiłeś do mojego serca w każdym momencie! Dziękuję teraz za to, z jaką uzdrawiającą Miłością działałeś poprzez kierownictwo duchowe! Moje serce chce wychwalać Ciebie! – Ania

Otwarcie oczu
Panie przyjechałam tu taka dobra … Ty rozwiałeś moją iluzję. Pokazałaś mi moje dobro – to pycha. Nie czułam jej ciężaru, ani smrodu. A Pan pokazał mi, czym jest moja pycha … Straciłam na chwilę ufność w miłość mojego Pana. Odeszłam … Na chwilę … Było mi smutno, wróciłam … Ale już zarażona robakiem pychy. Pan mnie przyjął. On od razu zobaczył moją pychę. Ja byłam zaślepiona. Ona wyłaziła ze mnie, ja się nią bawiłam, pyszniłam … A najgorsze, że ją wokół siebie rozsiewałam. A tak bardzo chciałam być przy moim Panu blisko. I myślałam, jaka jestem dobra … A byłam taka obrzydliwa, a mój Pan ze mną wytrzymywał. On był dla mnie czuły jak zawsze, ani jednym gestem nie okazał mi, że jestem taka odpychająca. Teraz siebie zobaczyłam. Taką, jaką jestem: zarobaczywioną pychą i nieufnością. A Pan wziął mnie taką w ramiona i przytulił do serca – pomimo mojego grzechu! A potem z niego uleczył. Był taki delikatny … Wszystko w jednym; i lekarz, i lekarstwo, i opiekunka, i Pan, mój Jezus – wszystko. On pokazał mi, że za każdym razem, kiedy się od Niego odsuwam, tracę ufność w Jego Miłość. Czy ktoś widział takie Miłosierdzie? Pan jest Bogiem niepojętym w swym miłosierdziu. Czy istnieje jakaś możliwość wdzięczności dla takiego Pana? Jak to On mi ją zdradził: ufność, miłość i postawa wdzięczności. Panie, dziękuję Ci za otwarcie mi oczu! Uratowałeś mi życie. – Małgorzata

Twój niegodny sługa
Pytałem: Kim jest człowiek? Nie znajdowałem odpowiedzi. Poszedłem dalej. Pytałem: Kim jest człowiek bez Boga? Mówiłem: jest grzybem leśnym, co go zjedzą leśne zwierzęta. Nie, bo spełni on (grzyb) swe powołanie, ma być pokarmem. Mówiłem: kamieniem co prochem jest i w proch się obróci. Nie, bo i kamień spełni swe powołanie – ma być prochem, ma tworzyć i budować ziemię. A ja człowiek, bez Boga nawet nie spełnię swego powołania tzn. z miłości, choć z prochu, ale z miłości, na podobieństwo Boga Ojca z Jego cząstką we mnie … kochać i być kochanym, wiecznie. A teraz: jak mam kochać Ciebie, Boże, i braci, skoro sam sobie jestem wrogiem? Wyzwól mnie ze mnie. Wynosiłem się ponad Ciebie, Boże, ponad Twoje jedyne prawo – miłość. A teraz: skoro Maryja, Twoje najdoskonalsze stworzenie, błogosławiona między niewiastami, pełna świętości, miłości, pokory i Twojej chwały przy Tobie, Boże, mniejsza jest niźli atom – jak mówią święci, to kim ja jestem bez Ciebie? Dokąd szedłem? Gdzie byłem? Kogóż kochałem? Jeśli Twoja miłość, miłość do końca, jest wszystkim dla mnie, jest dla mnie wszystkim, czego mogę chcieć i pragnąć, to w imię czego miałbym tę miłość odrzucić? W imię moje bez Boga. Bez Ciebie mnie nie ma. Matko moja najmilsza Maryjo, „módl się za nami grzesznymi”. Niech zadam sobie gwałt, bym wyrwał się z siebie, bym zaparł się siebie i poszedł za Jezusem. On tyle razy dla mnie zadawał sobie gwałt: modli się za mnie o Ogrójcu, wydał swe plecy na bicze, podał swą głowę na ciernie, wziął krzyż i umarł za mnie. Obym w Nim dostrzegł miłość Ojca do mnie. Chwała Ci, Boże, za Twoją miłość bez jakichkolwiek granic. Chwała Ci za Twe miłosierdzie wobec mnie i za cierpliwość Ojca. Taką cierpliwość możesz mieć tylko Ty Boże, mój Ojcze. Abba, kocham Cię. Amen.

Schodzenie w głąb oceanu
Zejście pod powierzchnię oceanu bez dna jest takie trudne, ponieważ wymaga rezygnacji z widzenia jedynie pozornej rzeczywistości, która jest nad powierzchnią oceanu. Schodzenie w głąb oznacza zdobycie się na odwagę wiary, zamknięcie oczu i skok w wir fal, przedzieranie się i pokonywanie oporu niespokojnej wody, a oczy są jeszcze przyzwyczajone do światła nad powierzchnią. Trochę głębiej woda się już ucisza, fale milkną, wzrok przyzwyczaja się do ciemności i jest w stanie dojrzeć znajdujące się w głębi prawdziwe Światełko, które go coraz bardziej pociąga. Człowiek musi jednak wciąż pokonywać opór wody, bo gdy przestanie się zmagać, zostanie ponownie wyparty na powierzchnię. Dopiero teraz, kiedy ujrzało się nieskończoną głębię oceanu, widzi się wyraźnie własną słabość i marne siły, ale jest się też gotowym do wyrzeczeń, żeby tylko podążać za tak pięknym Światłem. Może się zdarzyć również tak, że w czasie tego zstępowania w głębiny oceanu, Światełko zasłoni przed nami swój blask. Pozostanie wtedy jedynie wędrówka w raz obranym kierunku i trzymanie się tylko samej wiary. Ostatecznie jednak człowiek nie jest w stanie o własnych siłach dopłynąć do Światła; musi zostać w momencie śmierci przez Nie pochwycony. Zjednoczenie ze Światłem jest więc darem. A jak będzie wyglądała dalsza podróż w objęciach Światła, to się kiedyś przekonamy. – Ewa

Język miłości
Minęło prawie półtora roku od chwili, w której pierwszy raz pojawiłam się w Domu Rekolekcyjnym w Częstochowie. Mój punkt startu był chaotyczny. Czułam się jak jeż o nastroszonych kolcach w klatce. Kolce to nic innego jak przywiązania, które w sobie dostrzegałam: do rzeczy, osób, moich planów na życie. Natomiast klatka, to moja chora ambicja, która popychała mnie, aby pokazać Bogu moją wspaniałomyślność skierowaną ku Niemu. Trochę jakby w obawie, by nie przypomniał sobie o całym brudzie moich nastoletnich lat, które ja sama starałam się wytrzeć z pamięci. Już pierwszego dnia zbudowałam mur między sobą a Bogiem. Mur egoizmu, pokryty szatką poprawności i doprawiony pragnieniem, aby na rekolekcjach było „po mojemu”. Dzięki łasce dostrzegłam absurd takiego zachowania. W atmosferze milczącego szacunku stanęłam przed Bogiem i poprosiłam Go, aby poprowadził mnie według własnego pomysłu. Nie czekałam długo na odpowiedź, choć była ona zupełnie inna od moich wyobrażeń. Moja logika podpowiadała mi: Pan Jezus na pewno złamie moje bariery i podprowadzi na sam szczyt. Tymczasem zamysł i logika Pana Boga była taka: owszem ujął mnie i poprowadził po szczeblach ale wiodących z każdym dniem coraz niżej, w głąb mojej nędzy. Podczas kolejnych dni Jezus mocniej docierał do spiżarni moich lęków, grzechu, niemocy, nieporadności, bezsilności i niezgody na moje moralne i duchowe kalectwo. To wszystko działo się jednak w perspektywie Krzyża Chrystusa. Na koniec modlitwy stawałam pod Krzyżem i oczyma wyobraźni i serca przypatrywałam się konaniu Jezusa. Bóg Ojciec w taki oto sposób pozwolił mi dotykać Swego Oblicza. Oblicza Ojca, który niewiarygodnie i niewyobrażalnie cierpi widząc swoje dziecko pogrążone w grzechu. Gdy powoli przejmowała mnie coraz silniej dobroć Stwórcy, w moim sercu i duszy pojawiły się ból i skrucha. Wobec takiego języka miłości musiałam skapitulować. Odłożyłam maskę pozorów na bok i pozwoliłam na siebie spojrzeć. Początkowo fetor był odrażający, ale minął, ponieważ Bóg Ojciec pięknie się zachował. On „ujrzał”, przytulił z troską mą twarz, okazał, że mi ufa i że nieustannie we mnie wierzy. „Dla Boga nie ma nic niemożliwego”(Łk 1,37). W sakramencie pojednania z delikatnością matki oświecił całą moja ciemność. Poczułam się lekka jak ptak, a w sercu obudziła się wiosna, mimo że przecież to zupełnie inna pora roku. W oczach Bożych zawsze pozostałam dzieckiem i… już, tylko kochanym dzieckiem i… to wszystko. Ojciec zbudował we mnie bezgraniczne zaufanie wobec Siebie. Już nie mam potrzeby, żeby Go zwyciężać a w sercu pulsuje żarliwe pragnienie, by On zwyciężał mnie. Ojciec jest Miłością, dlatego zupełne zaufanie Mu jest oczywistą konsekwencją. To takie rozumne, że aż nazbyt proste, jak na skomplikowany obraz Boga Ojca, który tyle lat nosiłam w sercu. – Renata

займ на карту займ на карту срочно без отказа

Designed and created by northcode/>