O, gdybyś znała dar Boży

Wacław Królikowski SJ

O, gdybyś znała dar Boży. Spotkanie przy studni (J 4, 1-42)

Chrześcijaństwo naszych czasów wzywane jest przede wszystkim do „sztuki modlitwy”, aby w ten sposób odkryć największy Dar i czerpać ze źródeł Wody Żywej. Współczesny człowiek, żyjący jakby na pustyni tego świata, bywa wewnętrznie zalękniony, przeżywa wiele napięć psychicznych i coraz usilniej zmaga się, aby przeżyć. Często, podobnie jak Samarytanka, wybiera się po wodę, która nie nasyca ludzkiego serca: Każdy, kto pije tę wodę znów będzie pragnął (w. 13), i czyni to w najgorszej „porze dnia”, w upale południowego słońca: Było to około szóstej godziny (w. 6). Im bardziej rozczarowuje się pozorami życia, życia bez Miłości, tym dotkliwiej czuje się pusty, jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący (1Kor 13, 1), i tym usilniej pragnie życia prawdziwego, godnego i szczęśliwego: Panie, daj mi tej wody (w. 15). Czy zatem możliwe jest życie pełne wewnętrznego pokoju i miłości? Czy istnieje woda żywa, która zaspokaja najgłębsze ludzkie pragnienia, źródło miłości, które jest źródłem tryskającym ku życiu wiecznemu (w. 14)? Gdzie można znaleźć ten najcenniejszy dar? Odpowiedzi na te pytania możemy szukać w przeżyciach Samarytanki, która w trudnych okolicznościach swojego życia, osobiście spotkała Jezusa – jej największą, oblubieńczą Miłość, najcudowniejszy Dar.
Samarytanka, pochodząca z miasteczka Sychar, leżącego na terenie niewiernej i bałwochwalczej Samarii, zanim poznała Jezusa była kobietą nieszczęśliwą, niespełnioną, gdyż wciąż nie mogła znaleźć swojej największej miłości życia. Owszem, w przeszłości miała pięciu mężów, ale oni nie dali jej szczęścia, czuła się przez nich oszukana. Każdy z nich najpierw ją uwiódł, a potem porzucił; zaufała im, a oni ją zdradzili. Zamiast miłości, której tak bardzo pragnęła, dali jej list rozwodowy, bo tylko mężczyznom przysługiwało takie prawo (por. Pwt 24, 1-4). Znajduje więc kolejnego mężczyznę, który nie jest jej mężem, i z którym też nie czuje się szczęśliwa. Takie życie ją zawstydza i upokarza. W jakimś sensie unika ludzi, bo przychodzi po wodę w samo południe (około szóstej godziny), podczas gdy inne kobiety czerpały ze studni Jakubowej wcześnie rano, albo wieczorem. Ma też poczucie winy i lęku, gdyż za grzech cudzołóstwa grozi jej odrzucenie przez społeczeństwo, a nawet śmierć przez ukamienowanie. Czuje się więc wyobcowana, odizolowana od innych, zalękniona, pełna niezaspokojonych pragnień prawdziwej miłością.
Z drugiej strony, Samarytanka nie poddaje się. Pomimo tylu porażek życiowych, tylu rozczarowań i zawodów wciąż ma nadzieję, że odnajdzie źródło najgłębszego pokoju serca, że spotka miłość wierną i wieczną. Nie ustaje w poszukiwaniu największej i jedynej miłości swojego życia, nie rezygnuje, ciągle wierzy, że pomimo wszystko może być kochana i kochać. Właśnie w takich okolicznościach życiowych, na pustkowiu szarej codzienności, spotyka Jezusa, który jest miłością (1J 4, 8), jedynym Oblubieńcem i Zbawicielem każdego człowieka.
Jezus, Bóg-Człowiek, posłuszny woli Ojca: Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło (w. 34), przechodzi przez Samarię, przez pustynię ludzkiej niegodziwości i udręczenia, gdyż trzeba Mu było przejść przez (w. 4) ową niewierną ziemię. Zmęczony drogą siada przy studni (w. 6) i prosi przybyłą tam Samarytankę, aby dała Mu pić: Daj Mi pić! (w. 7). To Jezus rozpoczyna rozmowę, czemu dziwi się zarówno Samarytanka, jak i później uczniowie (por. ww. 9.27). Jednak początkiem wszystkiego jest inicjatywa i pokora Boga. Najpierw mówi: Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam…, i tak się stało (Rdz 1, 26. 30); potem prosi człowieka, aby Go kochał: Słuchaj, Izraelu, Pan jest naszym Bogiem – Pan jedynie. Będziesz więc miłował Pana, Boga twojego z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił (Pwt 6, 4-5), Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie? (J 21, 16); wreszcie, w Jezusie Zbawicielu, wybawia grzesznika od śmierci wiecznej, aby mu darować życie wieczne. W Jezusie, Bóg najgłośniej zawołał do człowieka: Daj Mi pić!; pragnę (J 19, 28), jakby chciał powiedzieć każdemu z nas: „Człowiecze, moje kochane dziecko, pragnę dać ci Siebie i pragnę ciebie, twojego prawdziwego i nieprzemijającego szczęścia, twojej miłości. Pozwól Mi uczynić cię szczęśliwym teraz i na wieki”. Jezus nie odwołuje się do naszego poczucia winy, lub strachu przed śmiercią, ale do szczerego pragnienia miłości i życia, które On w pełni posiada i które posiadamy my, mimo naszego niezadowolenia i rozczarowań.
Daj Mi pić! Jezus mówi Samarytance nie tylko o wodzie materialnej, czy o wodzie Prawa -słowie życia, ale przede wszystkim o wodzie miłości pomiędzy Oblubieńcem i oblubienicą, Bogiem i człowiekiem. Podobnie jak Jakub przy studni zalecał się do przyszłej małżonki Racheli (por. Rdz 29, 2-10), tak Jezus pociąga do siebie oblubienicę, która Go jeszcze nie zna. Jak mówi prorok Ozeasz: Zwabię ją i wyprowadzę na pustynię i przemówię do jej serca^ I stanie się w owym dniu -wyrocznia Pana – że nazwie Mnie: Mąż mój, a już nie powie: Mój Baal (Oz 2, 16.18). Pragnie On ugasić jej pragnienie Jego. W samo południe, około szóstej godziny, „w godzinie” gdy wszystko zostało dopełnione, z Jego boku wypłynęła krew i woda, które dają zbawienne pokrzepienie każdemu, kto pragnie Zbawiciela (por. J 19, 28-34). Jezus mówi Samarytance o swoim pragnieniu, aby w ten sposób obudzić jej najgłębsze pragnienia: Panie, daj mi tej wody (w. 15). Nie czyni tego tryumfalnie, demonstrując siłę i odwagę, czy też potępiając za popełnione błędy, ale zmęczony i samotny przy studni, ukazuje własną słabość, aby tym bardziej zbliżyć się do słabego człowieka. Czy w mojej codzienności dostrzegam Jezusa, który w przeróżny sposób przychodzi, aby mi powiedzieć: Daj Mi pić!, aby wzbudzić we mnie pragnienie Jego samego?
Na Boże poszukiwania nas, na Jego prośby o nasze otwarte serce, na Jezusowe: Pragnę, często odpowiadamy z niedowierzaniem, jak Samarytanka: Jakżeż Ty, będąc Żydem, prosisz mnie, Samarytankę, [bym Ci dała] się napić? (w. 9). Wydaje nam się, że nieskończenie święty Bóg nie może pragnąć mnie grzesznika, mojej miłości. Nie wierzymy, abyśmy byli Bogu potrzebni, aby nasza przyjaźń z Nim była możliwa. Kiedy widzimy, że nas szuka nierzadko podejrzewamy Go o podstęp, o jakieś uwiedzenie nas, które mogłoby się zakończyć wezwaniem do wyrzeczenia, ofiary, cierpienia, czy nawet śmierci. A przecież nie kto inny, jak tylko Zbawiciel wybawia nas od śmierci: Łazarzu, wyjdź na zewnątrz! (J 11, 43); Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne (J 3, 16). Również Samarytanka była zdziwiona, że Jezus z nią rozmawia: Żydzi bowiem i Samarytanie unikają się nawzajem (w. 9); że jako mężczyzna nie tyle domaga się wody, co było normalne w ówczesnej kulturze, ale pokornie prosi, łamiąc wszelkie bariery ideologiczne. Myśli, że Jezus chce ją uwieść, jak inni mężczyźni, że z nią flirtuje. Tymczasem Jezus ma inne zamiary, których kobieta jeszcze nie zna. Chce jej dać dar miłości Boga Ojca do człowieka, dlatego mówi do niej: O, gdybyś znała dar Boży i [wiedziała], kim jest Ten, kto ci mówi: „Daj mi się napić”, to prosiłabyś Go, a dałby ci wody żywej (w. 10). Ten, przez którego wszystko się stało, a bez Niego nic się nie stało, [z tego], co się stało (J 1, 3), prosi, by ugasić Jego pragnienie nas, naszego szczęścia. To nie studnia daje wodę żywą, ani Mojżesz chleb z nieba, ale Ojciec, który daje Syna: Ojciec Mój daje wam prawdziwy chleb z nieba. Albowiem chlebem Bożym jest Ten, który z nieba zstępuje i życie daje światu (J 6, 32-33). Czy znam dar Bożej miłości wobec mnie? Czy znam miłującego mnie Jezusa, Boga żywego i prawdziwego? Czy wierzę, że jest możliwa moja osobista przyjaźń z Jezusem?
Choć bardzo tęsknimy za Miłością, jak ziemia zeschła, spragniona, bez wody (Ps 63, 2), to jednak bywa, że nasze niedowierzanie w możliwość osobistego przeżycia miłości Bożej racjonalizujemy: Panie, nie masz czerpaka, a studnia jest głęboka. Skądże więc weźmiesz wody żywej? (w. 11). Pytamy samych siebie: „Czy Bóg może zaspokoić nasze najgłębsze potrzeby?”. Często uważamy, że inni potrafią to robić lepiej od Niego. Zastępujemy Miłość płytkim zadowoleniem się tym, co mamy „pod ręką”, jakbyśmy już niczego innego nie potrzebowali do szczęścia. Posiadamy „swoją wodę”, dzięki której „jakoś wegetujemy”, małe „pocieszenia”, kompensacje, którymi jakoś wypełniamy, a raczej zagłuszamy pragnienie prawdziwej miłości. Pytamy więc siebie, bez oczekiwania na odpowiedź: „Czy Bóg może mi dać to, czego pragnę najbardziej?”, Czy Ty jesteś większy od ojca naszego, Jakuba, który dał nam tę studnię, i on sam z niej pił, i jego synowie, i jego bydło? (w. 12). Mając „naszą wodę” potrafimy nawet „modlić się” do Boga, ale po to, by spełniał nie tyle Jego święte pragnienia wobec nas, ile nasze „podstawowe potrzeby”, poza którymi niczego innego nie szukamy. Traktujemy wówczas Boga jak przedmiot; każemy Mu, aby spełniał każdą naszą zachciankę, bo jeśli nie, to z Nim zerwiemy i znajdziemy sobie coś, lub kogoś innego, kto będzie musiał wykonać nasze „życzenia”. W takich sytuacjach niedowierzamy też, że nasze lęki, zranienia, wady i cała nasza grzeszność, która „cuchnie” może stać się szczególnym miejsce spotkania z Bogiem przebaczającym i uzdrawiającym, że paradoksalnie owa „szczęśliwa wina” może być miejscem naszego, bardzo osobistego spotkania ze Zbawicielem. Na szczęście Jezus, choć umęczony piekącymi promieniami naszego niedowiarstwa i grzechów, uświadamia nam wtedy cierpliwie i z miłością, że: Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem tryskającym ku życiu wiecznemu (ww. 13-14). Wodą, którą chce dać Jezus jest Duch Święty – Duch wzajemnej miłości Ojca i Syna. Istnieją pragnienia człowieka, których nie może zaspokoić cały świat. Tylko osobiste spotkanie z Bogiem gasi najgłębsze pragnienia w nas i daje życie. Zgoda na to, kim jesteśmy i „poznanie daru” Ojca, którym jest głębokie przeżycie, że jesteśmy Jego umiłowanymi dziećmi, i rzeczywiście nimi jesteśmy (1J 3, 1), czyni nas ludźmi pełnymi życia i pokoju. Poczucia bycia dzieckiem Boga nie można sobie przywłaszczyć, kupić lub wyżebrać. Jest to dar darmo dany, który możemy jedynie zastać, poznać i przyjąć.

Miłość nigdy nie ustaje (1 Kor 13, 8) i jest potężna, tak iż wody wielkie nie zdołają ugasić miłości, nie zatopią jej rzeki (Pnp 8, 7), dlatego w odpowiednim memencie naszego życia, w najlepszym dla nas czasie, w blasku Słońca miłości i budzącego się zaufania, zaczynamy rozumieć i wołać do Boga z głębi serca: Panie, daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać (w. 15). Daru Ducha Bożego, który wszystko odnawia (por. Ez 36, 25-27), nie można wytworzyć ani zdobyć, można go jedynie pragnąć. Już samo pragnienie Daru, jest wielkim Bożym darem. Pragnąc Boga zadość czynimy pragnieniu Boga nas.
Samarytanka zrozumiała, że to, co miała do tej pory nie wystarcza jej, że wciąż pragnie wody, o której mówi Jezus, a która gasi największe pragnienia serca. Jakże często czujemy się nienasyceni „wodami”, które codziennie „spijamy”. Wtedy coraz wyraźniej mówimy do Boga: Boże, Ty Boże mój, Ciebie szukam: Ciebie pragnie moja dusza, za Tobą tęskni moje ciało (Ps 63, 2). Jezus, wzbudzając w nas szczere pragnienie Daru, który nasyca, chce dać jeszcze więcej, chce, abyśmy się przekonali, że prawdziwym oblubieńcem człowieka jest Bóg. Czasami czyni to w sposób zaskakujący, czy wręcz niewygodny dla nas: Idź, zawołaj swego męża i wróć tutaj! (w. 16). Nie potępia, nie odrzuca za popełnione błędy i grzechy – przyszedł bowiem do tych, którzy się źle mają, ale jakby chciał powiedzieć: „Zobacz, czy masz w końcu kogoś, kto daje ci prawdziwe szczęście, kto daje ci miłość i sprawia, że kochasz, kto jest twoim Oblubieńcem”. Nie rzadko z zawstydzeniem odpowiadamy: Nie mam męża (w. 17), „nie mam mojego Oblubieńca”; Dzieci, macie coś do jedzenia? Odpowiedzieli Mu: Nie (J 21, 5). Wymijająca odpowiedź Samarytanki wskazuje na głębszą prawdę o jej życiu, że pomimo mężczyzny, którego ma teraz, wciąż czeka na Tego Jedynego, na prawdziwą i wieczną Miłość.
Dobrze powiedziałaś: Nie mam męża. Miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, którego masz teraz, nie jest Twoim mężem. To powiedziałaś zgodnie z prawdą (ww. 17-18). Tylko Jezus, który jest drogą i prawdą, i życiem (J 14, 6) zna całą prawdę o nas. Pomaga nam ją odkrywać, abyśmy życie mieli i mieli je w obfitości (por. J 10, 10). Samarytanka miała różnych mężów, sześć idoli, w których pokładała nadzieję, ale jej najgłębsze pragnienia serca nadal były niezaspokojone. Sześć, to liczba człowieka stworzonego w szóstym dniu (por. Rdz 1, 24-31); człowieka, który sam z siebie nic nie może: Beze Mnie nic nie możecie uczynić! (J 15, 5), dlatego oczekuje siódmego dnia, dnia Świętego (por. Rdz 2, 2-3), w Którym może wszystko: Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia (Flp 4, 13). Samarytanka nie była prostytutką, pragnęła prawdziwej miłości, a otrzymała odrzucenie, „rozwód”. Jednak jej zła postawa polegała na tym, że absolutyzowała te rzeczywistości, czyniąc z nich idole.
Kiedy nie mamy prawdziwego Oblubieńca, kiedy Bóg nie jest dla nas wszystkim, wówczas, podobnie jak Samarytanka, „łapiemy” się różnych idoli: „wody”, która nie nasyca; „popękanych dzbanów”, które okazują się bezużyteczne; czy też różnych „mężów”, którzy uwodzą i oszukują, obiecują i nie dotrzymują obietnicy. Może się okazać wtedy, że adorujemy idola pieniędzy, nadmiernej konsumpcji „niezwykłych” pokarmów i napojów, przesadnej troski o wygląd, idola doznań seksualnych, osiągnięć „intelektualnych” (wiedzieć i umieć jak najwięcej, żeby się móc pochwalić, zaspokajając bezmierną pychę). Ktoś może adorować też idola rozpaczy, nieszczęścia i nicości, czy też idola wartości pseudo-duchowych – jakiegoś prawa (na przykład „sprawiedliwości”), który niby obiecuje życie, a przynosi śmierć. Najgorszą idolatrią jest kult prawdziwego Boga bez miłości Jego samego i braci. Jedynym życiodajnym prawem jest miłość Oblubieńca.
Samarytanka odkryła wyraźnie, że Jezus jest Inny od tych, których wcześniej poznała, i powiedziała: Panie, widzę, że jesteś prorokiem (w. 19). Jednak Jezus Prorok, nie tylko podnosi ją z tej łez doliny ku miłości Boga, jak czynili to Prorocy Izraela, Ojcowie, którzy oddawali cześć [Bogu] na tej górze (w. 20), ale, ponieważ nadchodzi godzina, nawet już jest (w. 21), przedstawia się jako obiecany Mesjasz, zwany Chrystusem (w. 25), jako Zbawiciel każdego człowieka: Powiedział do niej Jezus: Jestem nim Ja, który z tobą mówię (w. 26). To osobiste spotkanie z Jezusem, rozpoznanie Go, było dla niej tak wielkim przeżyciem, że zostawiła swój dzban i odeszła do miasta. I mówiła ludziom: Pójdźcie, zobaczcie człowieka, który mi powiedział wszystko, co uczyniłam: Czyż On nie jest Mesjaszem? (ww. 28-29).
Tylko Boża miłość nasyca serce człowieka, tylko Bóg, umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował (J 13, 1). Osobiste spotkanie z Miłością, z Jezusem Zbawicielem naszym, nie tylko uwalnia nas od naszych wielorakich idoli, ale nadto uzdalnia nas do tego, aby całym sercem, całą duszą, i ze wszystkich sił oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie (w. 23). Co więcej, wówczas nasza jedyna Miłość ożywi innych, którzy za Nią tęsknią: Wielu Samarytan z owego miasta zaczęło w Niego wierzyć dzięki słowu kobiety świadczącej: Powiedział mi wszystko, co uczyniłam (w. 39). Obyśmy poznali Dar Boży.
Artykuł ukazał się w: „Życie Duchowe”, wiosna 46 (2006) 111-115.


Tagi:
займ на карту займ на карту срочно без отказа

Designed and created by northcode/>