I nie wódź nas na pokuszenie (21.02.2010)

– Tomasz Oleniacz SJ

modlitwa2Nie ma chyba człowieka, który nie wiedziałby co to pokusa. Ileż to razy dopadają nas jakby znienacka, dręczą i męczą, a czasami przerażają. Nikt tu nie jest uprzywilejowany. Nawet sam Jezus, kiedy „przebywał w Duchu Świętym na pustyni czterdzieści dni (…), był kuszony przez diabła” (Łk 4,2). On dobrze wiedział, co znaczy być kuszony. Ale wiedział też, jak sobie z tym radzić, by nie dać się pokonać. Czy zastanawialiście się kiedyś do czego Jezus był kuszony, jak sobie z tym poradził i dlaczego Jego przykład jest dla nas tak ważny?

Czy coś ze mną nie tak?
Zacznijmy od dwóch ogólnych stwierdzeń, o których – mam wrażenie – często zapominamy. Po pierwsze: warto pamiętać, że każdy, absolutnie każdy z nas, jest kuszony. Jeśli sam Jezus i apostołowie byli kuszeni to dlaczego my mielibyśmy być lepsi. Po drugie: w samej pokusie nie ma grzechu, choć nie wiem jak byłaby ona silna.
Te dwa fundamentalne stwierdzenia są bardzo ważne, bo od ich uznania i właściwego przyjęcia zależy w jaki sposób i czy w ogóle będziemy radzić sobie z pokusami. Zwykle bywa tak, że boimy się naszych pokus, nie chcemy się do nich przyznawać, a jeśli już to robimy, to na zasadzie oskarżenia się i niepokojenia, że „musi być coś ze mną nie tak skoro takie rzeczy przychodzą mi do głowy!” Trzeba powtórzyć jeszcze raz: w samej pokusie nie ma grzechu. To nie znaczy, że mamy ją lekceważyć. Jednak o grzechu, czyli o zerwaniu relacji z Bogiem, mówimy dopiero wówczas, kiedy podejmujemy decyzję, by zrobić to, co w pokusie jawi się tylko jako pewna możliwość. I nie jest ważne jak silne pragnienia, odczucia, obrazy i myśli przychodzą nam wówczas do głowy. Dopóki nie podejmiemy decyzji, pozostaną one jedynie pokusami.

Niewinna i podstępna
Pokusy mają w sobie kilka pułapek. Pierwszą z nich jest jej „dobroć” i „niewinność”. Problem polega na tym, że nie jesteśmy kuszeni do rzeczy złych samych w sobie. To znaczy jeśli coś nas kusi, to dlatego, że wydaje się nam przyjemne i – jak to dawniej mawiali mądrzy ludzie – jawi się nam jako dobre. Taki słodki cukierek z trucizną w środku czy wilk w owczej skórze. I choć zazwyczaj przeczuwamy, że coś tu chyba jest „nie tak”, to zaraz pojawia się cichutki głosik, który podpowiada, że „to przecież nic takiego”, że „wszyscy tak robią” czy też że „inni robią gorsze rzeczy”. Patrząc na Jezusa i Jego pokusy można prawie usłyszeć głos szatana, który namawia Go by zmienił kamień w chleb dodając: „przecież to nic złego”.
Pokusa ukazuje się nam również jako nieuchronna konieczność: jakby nie było wyjścia i wcześniej czy później trzeba jej ulec. Trochę tak, jakby samo pojawienie się pokusy stawiało nas na równi pochyłej i z góry skazywało na przegraną. To głownie dlatego wpadamy w panikę i poczucie winy, gdy różne pokusy kłębią się w naszej głowie.

Dom na głowie
Szatan kusząc nas próbuje też postawić na głowie naszą skalę wartości i wmówić nam, że jeśli czegoś potrzebujemy, czy tylko pragniemy to koniecznie musimy to mieć. Szczególnie, gdy dotyczy to tzw. podstawowych potrzeb człowieka. Tak np. diabeł próbuje skłonić Jezusa by po tylu dniach postu zrobił sobie mały piknik. Przekonuje Go, że skoro jest głodny, powinien za wszelką cenę zaspokoić swoją podstawową potrzebę jedzenia.
My prawdopodobnie nie chodzimy głodni i nie uda się nas skusić na kromkę chleba z masłem. Ale popatrzmy jak wiele jest wokół nas propagandy, która podpowiada, że nie będziemy szczęśliwi, dopóki nie kupimy nowego szamponu, nie zastawimy całej lodówki piwem, nie zaopatrzymy się w najnowszy model telewizora, czy też – dla odrobinę bogatszych – nie będziemy jeździć najlepszą marką samochodu. W końcu te rzeczy to „nic takiego” i „wszyscy to mają”.

Pokerowa zagrywka
W bardziej wyrafinowanej postaci pokusa ma w sobie coś z pokera: chce, byśmy stawiając wszystko na jednej szali sprawdzili samego Boga i zmusili Go do odkrycia kart: „Jeśli jesteś Synem Bożym, to… rzuć się w dół, przemieni kamień w chleb, zejdź z krzyża, słowem, niech Ci to Bóg udowodni. Przecież nie można Mu ufać tylko na słowo” – zdaje się mówić szatan do Jezusa. Taka logika może towarzyszyć i nam, zwłaszcza w trudnych momentach życia, kiedy powtarzamy: „jeśli Bóg mnie kocha, to niech…”. Tu otwiera się pole na niezliczoną liczbę pomysłów, jak Bóg miałby nam udowodnić swoją miłość, swoje istnienie czy jeszcze coś innego.

Bojowaniem jest życie człowieka
Chcemy czy nie pokusy są i będą częścią naszego życia. Kiedyś pewna osoba wyznała, że pokusom lepiej ulegać, bo mogą się nie powtórzyć. Niestety nie są one niewinnym żarcikiem ale syrenim śpiewem, który ma nas sprowadzić z drogi prowadzącej do Boga. A co dziwniejsze mogą pojawić się szczególnie wówczas, kiedy bardziej zdecydowanie ustawiamy nasz azymut na Niego. Aby nie ulec i nie dać się wyprowadzić w pole sam Jezus pokazuje jak możemy sobie z nimi radzić. Jak brzmią Jego podpowiedzi?

„Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie” (Mt 26,41). To zdanie wypowiedziane przez Jezusa w Ogrójcu do śpiących apostołów pewnie słyszeliśmy wiele razy. I Jezus dobrze wiedział, co mówi. Nie koniecznie dlatego, że znał przyszłość i przewidywał jak się zachowają Jego uczniowie. Raczej dlatego, że w czasie 40 dni spędzonych na pustyni sam doświadczył czym jest pokusa. Jeśli umiał ją przezwyciężyć, to tylko dlatego, że wcześniej cały ten czas poświęcił na czuwanie i modlitwę.
Drugim elementem „oręża” stosowanym przez Jezusa było słowo Pisma świętego. Używał go jako tarczę i miecz w walce z pokusami. Bez dyskusji, przekonywani czy próby szukania kompromisu, ale jasno i zdecydowanie. Można by rzec: jednym cięciem. Jest to wielka pomoc, o której często zapominamy w chwilach kuszenia. Starożytni mnisi, którzy żyli w czasach mniej odległych niż nasze od czasów Jezusa, stosowali różne fragmenty Biblii nie tylko w chwilach pokus, ale także w trudnych sytuacjach życiowych. Dlaczego nie mieli tak jak oni modlić się słowami typu: „Chociaż bym przechodził przez ciemną dolinę, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną” (Ps 23,4), „ Pan jest ze mną, nie lękam się: cóż może uczynić mi człowiek?” (Ps 118,6), czy „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (Flp 4,13). Powtarzane z wiarą dodadzą nam siły i wprowadzą pokój w nasze serce. Nie do przecenienia są również słowa z modlitwy Ojcze nasz: „…i nie dozwól byśmy ulegli pokusie” (Łk 11,4). One wszystkie mogą pomóc przywrócić naszą wiarę, że pokusa nie musi nad nami zwyciężyć.

Duchowy trening
Wielki Post, który obecnie zaczynamy, to czas, w którym uczymy się przez osobiste doświadczenie, jak Jezus na pustyni, że nie musimy traktować naszych potrzeb w sposób absolutny, tzn., że ona wcale nie muszą nami rządzić i być zaspokajane «tu», «teraz» i «natychmiast». To także czas, w którym jesteśmy zaproszeni do nieco dłuższego zatrzymania się nad Słowem bożym, aby je poznawać, ale także po to, byśmy karmiąc się nim stawali się silniejsi w walce z naszymi pokusami. Tak jak Jezus na pustyni, który fizycznie, poprzez post, był słabszy, ale duchowo, poprzez modlitwę, znacznie mocniejszy od pokus, które Go nękały. Te 40 dni, które stają przed nami jak droga do przejścia, to nie czas zakazów, ograniczeń i smutku, ale szczególna okazja do podjęcia duchowego „treningu” i przygotowania się na nadejście pokus, które – chcemy czy nie – będą nam towarzyszyć prze całe życie.


Tagi:
займ на карту займ на карту срочно без отказа

Designed and created by northcode/>