W definicję człowieka wpisany jest Bóg – Miłość (08.01.2009)

– o. Krzysztof Osuch SJ

tecza„Umiłowani, miłujmy się wzajemnie”. Tak zaczyna się pierwsze czytanie. Św. Jan kolejny raz nalega, by wzajemnymi odniesieniami wierzących w Chrystusa zawsze rządziła miłość. Nie jest to jedynie jedna z wielu mądrych rad czy moralizujących zachęt. Ewangelista Jan wie na pewno, że Miłość Boga zstępująca w nasz ludzki świat jest najważniejsza i że winniśmy wybrać ją w imię rozumu i serca. A powód tego jest ten: Bóg jest Miłością. Bóg jest wspólnotą Trzech miłujących się Osób. My stworzeni – na Boży obraz i podobieństwo – jesteśmy z miłości i dla miłowania. My też mamy być wspólnotą miłujących się osób…

Umiłowani, miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga, a każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga. Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością. W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu. W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy(1 J 4,7-10)

Miłość mi wszystko wyjaśniła?

„Umiłowani, miłujmy się wzajemnie”. Tak zaczyna się pierwsze czytanie.
Św. Jan kolejny raz nalega, by wzajemnymi odniesieniami wierzących w Chrystusa zawsze rządziła miłość. Nie jest to jedynie jedna z wielu mądrych rad czy moralizujących zachęt. Ewangelista Jan wie na pewno, że Miłość Boga zstępująca w nasz ludzki świat jest najważniejsza i że winniśmy wybrać ją w imię rozumu i serca. A powód tego jest ten: Bóg jest Miłością. Bóg jest wspólnotą Trzech miłujących się Osób. My stworzeni – na Boży obraz i podobieństwo – jesteśmy z miłości i dla miłowania. My też mamy być wspólnotą miłujących się osób.
Miłość Boskich Osób jest (winna być) u źródła nie tylko naszej wzajemnej miłości, ale także wielu innych dóbr – takich jak wewnętrzny pokój, uskrzydlająca nadzieja i upragniona radość oraz poczucie sensu życia.
Karol Wojtyła pięknie kiedyś napisał w znanym wierszu:
Miłość mi wszystko wyjaśniła,
Miłość wszystko rozwiązała –
Dlatego uwielbiam tę Miłość,
Gdziekolwiek by przebywała.
Czy nam „Miłość wszystko wyjaśniła” i natchnęła nas pogodą, radością i nadzieją? Czy ludzie, z którymi żyjemy na co dzień, mówią nam, że Miłość im wszystko rozwiązała?

Zagrażająca rozpacz

Henry David Thoreau, XIX wieczny amerykański eseista i filozof, wypowiedział prowokujące zdanie: „Większość ludzi żyje w cichej rozpaczy”. – Czy to prawda? Być może od razu zaprzeczymy i powiemy, że my (tu obecni) na szczęście należymy do mniejszości, której obca jest rozpacz, zwątpienie, ból i smutek. Być może tak jest naprawdę, jeśli naprawdę żyjemy w żywej więzi z naszym Panem i Zbawicielem. Ale nie zawsze tak było. I wciąż różnie z tym bywa i będzie. Zwłaszcza gdy uważniej słuchamy Boga i uważniej przyglądamy się naszemu życiu.
Nasz optymizm – załóżmy, że już jest on ugruntowany w Bogu – czasem bywa mocno próbowany. Wszystkich nas, wcześniej czy później, „dopada” świadomość radykalnego ubóstwa, choćby pod postacią przemijania. Każdemu zajrzy w oczy to, co filozofia nazywa bolesnym doświadczeniem istnienia przygodnego. Praktycznie znaczy to, że jeszcze nie tak dawno nie było nas i mogło nas w ogóle nie być. A jeśli tu jesteśmy, to na krótko. Wnet znów nas nie będzie wśród żywych i chodzących po Ziemi!
Wszyscy doświadczamy kruchości życia. Otrzymawszy dar życia, czujemy w sobie z jednej strony wielkie pragnienia, by żyć bez zagrożeń, bezpiecznie; marzą nam się – i to w doskonałym wydaniu – takie dobra jak mądrość, wiedza, miłość, pokój, radość, wzajemne zaufanie itd. Jednak z drugiej strony realne życie funduje nam tyle niepokojów i rozczarowań, złości i przemocy, niechęci a nawet nienawiści. Czujemy się też nieraz prawie że siłą wtrącani w wielką niepewność, we wszelki relatywizm: poznawczy i etyczny. Kwestionowany i atakowany jest nawet sam Bóg: Jego Dobroć i Jego Wielki Plan Zbawienia. Podejrzenia i zakwestionowania rzucane są od niechcenia i jakby mimochodem.
Widać gołym okiem, a jeszcze bardziej widać to dzięki światłu Słowa Bożego, że ktoś mocny i złośliwy bardzo chce nam szkodzić; mocno nad tym pracuje, by nas osamotnić, wyizolować, oderwać od Boga jako Źródła i Celu.
Toczy się o to nieustanna i tytaniczna walka duchowa (duchów), choć często rozgrywa się ona jakby pod osłoną dymnych zasłon czy „syrenich śpiewów”, a także przy zastosowaniu różnego typu znieczulaczy (chemicznych i innych).
Udział w życiu (w człowieczeństwie), którego doświadczamy jako trudnego i poddanego różnego rodzaju manipulacjom – może wywoływać w nas poczucie nie tylko zagubienia, ale i skrzywdzenia. Takie życie rzeczywiście boli i wywołuje właśnie „cichą rozpacz”, do której (na ogół) nie wypada się przyznawać. Lepiej jest udawać, że wszystko idzie dobrze i w ogóle jest świetnie.

Nie da się zrozumieć człowieka bez Boga – Miłości

Jeśli nie chcemy zbyt długo błądzić we mgle i (cicho bądź głośno) rozpaczać, to winniśmy zgodzić się na wpisany w nas imperatyw, by mianowicie w imię wrodzonej nam miłości do siebie samych intensywnie szukać Tego, który stanowi o naszej tożsamości.
Filozofowie pytający o ludzką tożsamość mówią pięknie i mądrze, że „w definicję człowieka wpisany jest Bóg”. Znaczy to, że nie da się człowieka zdefiniować, opisać, określić, jeśli nie odkryjemy i nie uznamy tego, że stworzył nas i stwarza Ten, Który Jest i powołuje nas do udziału w Jego Życiu i w Jego wiecznym szczęściu.
Pewnego razu doktoranci Martina Heideggera zastanawiali się w czasie seminarium nad zagrożeniami minionego wieku, w którym ludzie zostali przywaleni okropnością dwóch bezbożnych totalitaryzmów. Profesor przysłuchiwał się milcząco ich analizom i wskazywanym środkom zaradczym. Na końcu zabrał głos i powiedział krótko: Panowie, „tylko Bóg może nas uratować”.
Dokładnie, tak jest naprawdę. Chrześcijaństwo to właśnie głosi z pokolenia na pokolenie.
W imię wielowiekowego Bożego Objawienia, a zwłaszcza w imię Jezusa Chrystusa głosimy, że człowiek zostawiony sam sobie i sam na sam z „zabójcą i kłamcą” (por. J  8, 44) – jest śmiertelnie zagrożony i przegrywa. Ale wolą Boga jest zwycięstwo człowieka. Jego wola, miłosna i wszechmocna, jest skuteczna. Byle tylko człowiek zechciał przyjąć ocalenie. Wystarczy zaufać i uwierzyć Bogu, który objawia swą Boską Miłość.

Podane na tacy

To, co jest sercem Ewangelii można wypowiadać i ogłaszać na wiele sposobów.
Św. Jan czyni to tak na przykład: „Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy” (1 J 3,2). A dziś słyszeliśmy te słowa: „W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu. W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy” (1 J 4,7-10).
Św. Jan chce nam powiedzieć, że Bóg angażuje się w trudne ludzkie dzieje wystarczająco i aż nadto. Bóg czyni wszystko, by przywrócić nam jasność co do naszej wysokiej godności; i by dać nam pewność, że zbawcze działanie Boga jest skuteczne. Nasza godność dzieci Bożych jaśnieje (bardziej niż Słońce) w Synu Bożym, który stał się naszym Bratem. Nasza pewność zbawienia jest w tym, że Syn Boga Ojca został posłany „jako ofiara przebłagalna za nasze grzechy”.
– Jak dobitniej można powiedzieć, że nasza godność jest wspaniała i niekwestionowalna?
– Jak bardziej przekonująco ma Bóg nas zapewnić, że niszcząca nas siła grzechów została pokonana, a my cudownie i cudnie usprawiedliwieni?

Alternatywa

Bóg uprzedza nas zawsze i pod każdym względem. On Stwarza. On pierwszy umiłował.
Można powiedzieć, że „w grze miłości” (św. o. Pio), rozgrywanej między Stwórcą i stworzeniami, „piłka” zawsze jest po naszej stronie. Bóg wciąż czeka, kiedy zrobimy pełny (coraz pełniejszy) „użytek” z Jego darów – z Jego Syna, z Jego ofiary, z Jego pouczeń, z Jego obietnic, z Jego Miłości…
Bóg cierpliwie i pokornie przynagla do wybrania Jego Miłości i życia.
Odsłania też, co jest alternatywą dla Jego Miłości i Mądrości (Pwp 30,15-20).
Jeśli nie wybierzemy życia, które jest w Miłości Boga, to skażemy siebie na naprzemienne pysznienie się i poniżanie siebie! Jeśli nie wkorzenimy się i nie ugruntujemy się w Miłości Boga Ojca (por. Ef 3,17), to coraz większa pycha naprzemiennie z poniżaniem siebie – staną się naszym marnym losem i wyniszczającym żywiołem!
Jeśli człowiek świadomie „celebruje” niedowierzanie Miłości Boga, to skazuje siebie na cierpienie. Wzgardzenie Miłością Boga wywołuje chorobę ducha, która na tym polega, że człowiek właśnie naprzemiennie siebie wywyższa lub/i sobą pogardza. Wahadło samowywyższania i samoponiżania wychyla się coraz mocniej! Efektem tego bezsensownego zachowania są zwykle różne fatalne stany, takie jak zwątpienie, depresje, poczucie wyczerpania i poczucie jakiegoś zasadniczego niespełnienia…

Działanie

Skoro Bóg, będący Miłością, stworzył nas jako skierowanych ku Niemu w Miłości, to nie powinniśmy naiwnie mniemać, że spełnimy się poza Bogiem. Swoistą karą za rozmijanie się z Miłością Boga jest ból ducha i trawiący nas niepokój! Doskonale pojął to św. Augustyn i wyraził w tych słowach: Stworzyłeś nas, Boże, jako ku Tobie skierowanych i niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Tobie, o Panie.
To dobrze, jeśli na rekolekcje ignacjańskie przyprowadzają nas (także) trudne przeżycia: cierpienia, rozczarowania, niepokoje, zagubienie, zniechęcenia czy nawet „cicha rozpacz”. Bóg ma w tej sytuacji większą szansę dotrzeć do nas (być usłyszanym) i zaofiarować nam Siebie – swą Boską Miłość i swoją wielką „narrację” na nasz temat, swój Plan Zbawienia. Jest w nim miejsce dla każdej osoby. Dla nas wszystkich też.

Częstochowa, 8 stycznia 2009

AMDG et BVMH


Tagi:
займ на карту займ на карту срочно без отказа

Designed and created by northcode/>